Monday, March 31, 2014

Przy wynajęciu mieszkania w Nepalu jest tak:
Umowa najcześciej słowna.
Kto by się bawił w zawieranie umowy pisemnej. Może to też jest kwestia tego iż duża część populacji nie potrafi pisać i czytać.
Wszelkie naprawy i przystosowanie mieszkania do zamieszkania ponosi - podnajemca.
Sam musi sobie szybę wybitą w oknie wymienić.
Sam musi naprawić przeciek wody spod umywalki w kuchni.
Naprawić płot, założyć lampy czy kinkiety w mieszkaniu.
Położyć podłogę - najcześciej wykładzinę, bo w mieszkaniach najcześciej podłoga to tylko beton. Czasami zdarza się podłoga z kamienia, a podłoga drewniana to już tylko w mieszkaniach z najwyższej półki.
To wszystko należy do osoby podnajmującej mieszkanie.
Właściciel daje tylko klucz, często niestety do średnio przystosowanego mieszkania do zamieszkania.
To jest tu normalne. Nikogo tu nie dziwi.
Nie ma okresu wypowiedzenia, można opuścić mieszkanie z dnia na dzień.

Często jest też tak, że właściciel mieszkania szuka podnajemcy który pochodzi z tej samej kasty.
Bo to ta sama tradycja, te same święta, mowa. Bo to ich łączy.
Bo taka jest ich religia i wiara.

I wcale nie jest to łatwe znaleść fajne mieszkanie do wynajęcia.
Choć ofert jest dużo to bardziej właściciel wybiera sobie tego komu mieszkanie chce podnająć.

Monday, March 17, 2014

Oczywiście, że szkoła w Nepalu też uczy.
Nie chcę zabrzmieć jak ktoś kto jest przeciwny...
Nie o to mi chodzi.

Na pewno uczy dyscypliny a moje dzieciaki potrzebują bo to trzy wiatry w polu :-)
Uczy odpowiedzialności, życzliwości, tego że sobie trzeba wzajemnie pomagać i ćwiczy dzieciaków pamięć. Bo jak tak non stop ten alfabet klepią w kółko i zauważyłam, że się wszystkiego na pamięć uczą, to potem tą pamięć mają dosyć dobrą.
Co fajne też i bardzo mi się podoba że takie maluchy już medytacji uczą, - pozycji siedzącej, wymowy mantry , OM, i tego żeby mieć szacunek do miejsc świętych , mądrości zawartej w hinduiźmie.
Moje dzieciaki potrafią hymn nepalski zaśpiewać ( dziewczynki mają cztery latka ) więc szkoła owszem uczy. Chodzi mi tylko o to, że za wcześnie, że za dużo wymaga, że za dużo pracy domowej, i że jest dla wybranych, bo nie jest dla wszystkich.
To chciałam napisać, pokazać. Nie chce aby mnie zrozumiano, że jestem nie za posyłaniem dzieci do szkoły bo absolutnie nie !- jestem za tym aby stworzyć edukację dla wszystkich dzieci, przyjazną, dostępną, dostosowaną do potrzeb tego kraju, czyli taką jaka jest ogólnie potrzeba, powszechną, łatwą i darmową.
I coraz poważniej myśle o otworzeniu takiej szkoły w Nepalu.





Temat szkoły jest tematem trudnym w Nepalu.
Pisałam o tym już wcześniej.
Chodzi głównie o to, że żeby pójść do szkoły, trzeba zdać egzaminy z pisowni angielskiego i nepalskiego alfabetu.
W ten sposób wiele dzieci nie pójdzie nigdy do szkoły. Szkoła nie tylko jest płatna ale jest i nieobowiązkowa. Poziom jest tak wysoki, że wiele dzieci- szczególnie tych które mieszkają na wioskach w Himalayach, nie są w stanie i uczyć się i pracować.
Większość dzieci ukończywszy 8 lat potrafi prowadzić całe gospadarstwo domowe, uprawiać pole, dbać o zwierzęta i wykonywać wszystkie prace wokół domu.

Często jest też tak, że dzieciaki posyła się do szkoły tylko " na chwilę " po to aby złapały trochę alfabet nepalski i angielski i nauczyły się pisać. Bardzo często po skończeniu 12 ego roku życia, przestają chodzić do szkoły bo każde ręcę są potrzebne do pracy, szczególnie na wioskach w Himalayach.

Szkoła do której chodzą moje dzieciaki, choć prywatna i płatna sporo - nie posiada w łazienkach nawet mydła ani papieru toaletowego.
I pomimo, że na dzień dobry sprawdza się czystość rąk, paznokci, włosów i uszu - dzieciaki do domu zawsze wracają z brudnymi rękoma.
No, nie ma mydła. 
Szkoła za to bywa świetnym biznesem. Rachunek jest prosty :opłata za jedno dziecko wynosi 50 dolarów miesięcznie plus wpisowe 100 dolarów.
Dzieciaków jest około 150 . To znaczy 7500 dolarów przychodu miesięcznie.
( nie licząc wpisowego) . Pensja dla nauczycieli to około 80 dolarów miesięcznie plus koszty wynajmu miejsca, prąd ( którego i tak nigdy nie ma ) . To góra wynosi 2500 dolarów miesięcznie. Zostaje 5000 dolarów miesięcznie. Plus wpisowe.
Biznes na całego.

Dzisiaj zaczęły sie egzaminy dla pięciolatków, wewnętrzne w przedszkolu.
Po nich jest miesięczna przerwa i egzaminy do szkoły podstawowej - pierwszej klasy.

Saturday, March 15, 2014

Dziś w Nepalu obchodzimy przepiękne święto "Holi".
Święto wody.
Obchodzone jest rownież w Indiach i w Birmie.
Zbliża się koniec pory suchej i woda ma przypominać o nadchodzącym monsunie(pora deszczowa)
Holi to także święto barw, więc oprócz oblewania sie obficie wodą  przez cały dzień, używa sie także barwników lub czerwonego czy różowego proszku, którym to smaruje sie szczodrze wszystkich spotkanych dziś na drodze.
Tak samo barwi sie wodę na czerwono i oblewa nią wzajemnie.
Bawią sie nie tylko dzieci ale i dorośli i jest wszystkim dziś bardzo wesoło.

Turystów nie obejdzie dziś też możliwość nie uczystniczenia w Holi, bo bawią sie wszyscy więc i cudzoziemcy są obficie wodą czy proszkiem traktowani.
( uwaga na aparaty i komputery) a także barwy( kolorowy proszek) nie schodzą czesto z ubrań po upraniu.

W przeszłości Holi trwało aż osiem dni, a dziś obchody ograniczają sie przeważnie do dwóch dni.

Wesołej zabawy!












Friday, March 14, 2014

Święte buddyjskie miejsce "Stupa Boudhanath " położone w Kathmandu.
Miejsce wielu pielgrzymek zarówno dla buddystów jak i hinduistów.
Mówi się, że to miejsce ma moc uzdrawiającą i oczyszcza ze złych myśli i energi.
Trzeba je okrążyć 108 razy co trwa łącznie około 11 godzin.
Wielu pielgrzymów raz w miesiącu okrąża tą stupe zawsze w kierunku zgodnym z ruchem ziemi, w pełnie księżyca, odmawiając mantry( modlitwy).
Niektórzy wykonują także pokłony - kładąc się na ziemi, robiąc dwa kroki i ponownie się kładąc 108 razy. Oczyszczając się w ten sposób z dumy, gdyż zrównując się z brudnym podłożem ( chodnikiem, który trzeba dotknąć czubkiem nosa kładąc się całym ciałem na chodniku) zostawiają za sobą poczucie związania z dobrobytem i posiadaniem.
To piękne miejsce, pełne energi i pozytywnych bardzo myśli.







Wednesday, March 5, 2014

Chciałam Wam pokazać jak wyglądają egzaminy w przedszkolu dla pięciolatka.
Ażeby dostać się do pierwszej klasy szkoły podstawowej w ogóle - trzeba zdać taki oto egzamin.
( zdjęcia poniżej )

Dodam tylko tyle, że szkołe podstawową kończyłam w Stanach Zjednoczonych i była to fajna szkoła, gdzie nauczyłam sie kreatywnego samodzielnego myślenia które pomogło mi pózniej w dalszym życiu być osobą otwartą z fajnymi pomysłami na życie, których to nigdy nie bałam się realizować.

Bloga czytają też moi koledzy Nepalczycy - nie chce Was urazić bo jesteście krajem wspaniałych, życzliwych ludzi, ale Wasze podejście do edukacji musi sie zmienić jeśli chcecie swoimi dzieciom edukacje zapewnić, kraj zmienić i jeśli kiedykolwiek chcecie wyjść z listy jednego z najbardziej zacofanego pod względem edukacji kraju na świecie gdzie odsetek analfabetyzmu jest największy na świecie.

Te egzaminy to tylko dowód na to, że ciągle szkoła w Nepalu jest dla wybranych jednostek, kast i dla tych którzy pieniądze mają.
Wśród nepalczyków istnieje pogląd że posłanie dziecka do szkoły do powód do dumy i do pokazania się, że jestem lepszy od innych, od tych co nie kształcą i nie posyłają.

A ja myśle, że szkoła w Nepalu jest trochę jak wojsko - musisz robić tak jak ci każą, myśleć tak jak ci każą. Nie uczy samodzielnego myślenia, kreatywności, nie uczy dzieciaków tego aby sami poznawali i oceniali świat tak jak uważają.

Zobaczcie sami - te egzaminy załączone poniżej to dowód że nie przesadzam.
Kto ich poprawnie nie napisze - nie pójdzie do klasy pierwszej szkoły podstawowej.
Egzaminy są z języka nepalskiego, angielskiego i matematyki.
W części angielskiej - sama nie umiałam wypełnić paru słów, a mam wyższe wykształcenie i po angielsku mowię dobrze.








Sunday, March 2, 2014

O różnicach kulturowych trochę.

Zaznaczam, że nie oceniam, tylko próbuję napisać jak tu jest.

Ktoś znajomy, przyjaciel przychodzi do Twojego domu i może wyjść z niego w Twojej czapce, wcześniej uczesawszy sobie Twoją szczotką włosy, założyć Twoje sandały ( oczywiście bez pytania ) i sobie pójść. I nikogo ( no oprócz mnie ) to tu nie dziwi, nikt się nie gniewa, nikt nikomu nie zwraca uwagi, że nie należy.

A już zadziwiająca była dla mnie sytuacja że ( na własne oczy widziałam ) ktoś ogląda album ze zdjęciami w który wklejone były rodzinne zdjęcia i nie pytając się nikogo czy można - odrywa sobie jedno zdjęcie, wkłada za kurtkę i mówi tak do mnie : " to ja jestem na tym zdjęciu ".

Ale jak pisałam już wcześniej : bez oceny.
Próbuje tylko pokazać różnice kulturowe, to co nas dziwi, jest tu czymś normalnie przyjętym, codziennym.

A to z czym my często mamy problem na zachodzie, czyli ogólnie z wygospodarowaniem czasu dla siebie, przyjaciół, rodziny ( przecież tak zajęci jesteśmy )tu jest czymś nie do pomyślenia nawet, tu wszyscy zawsze mają czas. Tu sie nikt nie śpieszy, jest czas na rozmowę, na kolejną herbatę, mecz krykieta, grę w karty. Tu nie musisz się pytać i prosić że z czymś pomocy potrzebujesz - bo każdy jest gotowy pomóc, ludzie są życzliwi i skłonni do pomocy bardzo. Mają czas dla siebie wzajemnie i na siebie. Jest normalnym tu bycie pomocnym dla innych, tak jakby to mieli Nepalczycy wpisane w życie. Oni są po prostu szczerze życzliwi.

Zakupy dziś robiłam w sklepie ( do którego może pojawiam się raz na trzy miesiące ) i gotówki mi zabrakło na zakupy i właściciel sklepu tak do mnie mówi : " dobrze, nie szkodzi, zapłaci "didi" ( siostra ) następnym razem."
A ja mówię :" ale ja nie wiem, kiedy ja będę następnym razem w tej okolicy "
Sklepikarz: " nie szkodzi, jak siostra będzie - to siostra zapłaci ".

A ja się obruszam o jakieś tam głupie sandały, bo ktoś bez pytania sobie je założył i w nich poszedł, - w dodatku to jeszcze nie moje sandały.
:-)
Przychodzi do domu akwizytor. Próbuje mi sprzedać szampon, którego nie potrzebuję. Student, zarabia sobię kasę dodatkowo ( tak mówi ).
Szamponu jednak nie kupiłam, bo mam, nie potrzebuję kolejnego.
Ale on nadal siedzi w progu domu, patrzy na bawiące się dzieci w ogrodzie i ciągle coś tam zagaduje do mnie.
Nic kompletnie nie rozumiem z tego co mówi do mnie choć twierdzi że mówi po angielsku, ale trochę tak jakby mówił po nepalsku.
I choć odpowiadam mu na te jego pytania, to on nadal nie rozumie.
I w końcu mi się komentarz taki dostaje : " you no speak english? Why ?"
:-)

Wednesday, February 26, 2014

Dzisiaj Święto " Shivaratri " obchodzone w Nepalu i Indiach.
To urodziny Boga Shivy. 
Według wierzeń nepalczyków, kto dziś będzie palił marihuanę, może spotkać samego Boga Shive, więc dziś marihuanę można dostać za darmo w głównej świątyni w Nepalu - Pashupatinath.
W tej świątyni położnej w Kathmandu, można też spotkać dzis "sadhu" - świętych ludzi , joginów, którzy dziś specjalnie wykonują niewiarygodne figury jogi, a także przebijają ciało cierniami nie odczuwając przy tym bólu.
Dziś ulice Kathmandu wypełnią się tłumami upalonych ludzi.
To także dzień w którym jeśli komuś zrobi się jakiś żart, nawet jeśli głupi, trzeba to przyjąć z pokorą.
Dzieci więc blokują ulice i nie przepuszczają nikogo, dopóki nie dostaną ofiary pieniężnej ( zdjęcie poniżej )



Thursday, February 20, 2014

Lubię siedzieć w Mi Casa. Jest przytulnie. Nie czuję się w ogóle jakbym była w Kathmandu, taki spokój jest u nas.

Kathmandu to miasto które można pokochać i znienawidzieć. Coś jak z New York - o tym mieście też tak mówią.
Kathmandu jest tak zatłoczone, wypełnione ludźmi, turystami z całego świata, że czuję sie nie raz jakbym była na Manhattanie, no z tą jedyną różnicą, że New York to ogromne miasto, duże ulice i wysokie budynki.
W Kathmandu drogi dla samochodów są pewnie mniejsze jeszcze jak chodniki dla pieszych na Manhattanie.
W ogóle chodniki istnieją tylko w paru miejscach w Kathmandu, raczej w centrum, w innych dzielnicach nawet chodników nie ma. I tak po drodze poruszają sie rowery, riksze, motory, skutery, samochody, krowy, kury, kozy, psy bezdomne, małe dzieci, piesi - nawet kiedyś stado baranów widziałam, całą ulicę na 200 metrów zajęły.
I jest w tym coś magicznego. Bo jak nazwać w centrum miasta wolno idące krowy czy piejącego koguta?
I jakoś nikt się nie wkurza, nie bluźni, że taka krowa ruch spowalnia.

I jeszcze jedna historyjka. Ponownie ze sklepu - te należą do moich ulubionych. Cierpliwości mnie uczą.

Jakieś dwa tygodnie temu robiłam duże zakupy na potrzeby restauracji przy naszym hotelu.
Kupiłam sporo rzeczy - rachunek duży, nie mogłam się ze wszystkimi rzeczami nawet jedną rikszą zmieścić, dwie riksze wypełnione do pełna wiozły moje rzeczy do hotelu.
Zapłaciłam z góry za kubki do herbaty. Obiecano mi je dostarczyć do hotelu następnego dnia.
I tak minęło parę dni i cisza z ich strony. Odezwałam się telefonicznie do nich sama - oczywiście obiecywali mi przywieźć je do hotelu dnia następnego. Nie przywieźli. Wysłałam pracownika więc po kubki do ich sklepu. Wrócił bez kubków, twierdząc że ich na stanie nie mają, ale najdalej za dwa dni do hotelu nam je dostarczą.
Nie dostarczyli. Nie oddzwonili.
Więc się wybrałam do nich osobiście, próbując się sytuacją nie irytować.
No i kubków nie mają, mieli mieć ale takich samych nie znaleźli.
Proponują mi oczywiście inne, ale te się w ogóle mi nie podobają. Ja chcę te moje, zwykłe, gliniane, brązowe. A nie jakieś czerwono złote w róże z napisami: i love you.
Więc skoro nie mają moich zamówionych kubków, dla mnie logicznym jest, że proszę o zwrot zadatku.
No i okazuje się, że nie mogą mi zwrócić pieniędzy - mam sobie wybrać coś co jest w tej samej cenie zadatku jaki zostawiłam.
Ale ja nie chcę nic innego, nic innego fajnego bez róż i napisu "i love you" nie widzę.
Sklepikarz się tłumaczy i prosi że pieniędzy nie zwróci bo to źle wróży dla jego biznesu.
I jak tu z takim gadać ? 
No więc wróciłam z siatką wypełnioną jakimiś rzeczami do kuchni których raczej chyba nie potrzebuję.
Ale wolę już kolejne łyżki i pudełeczka na przyprawy, masalę niż kubki z różą i napisem i love you.

:-)

Monday, February 17, 2014

A oto dowód, że dzieciaki nie muszą mieć wcale zabawek aby dobrze się bawić.
Wystarczy im kawałek kijka i trochę piachu.
Z kamyków znalezionych przy drodze budowaliśmy Himalaye.
:-)

Bardzo dobra restauracja w centrum miasta - " Third Eye ". Chodzę tam czasami i bardzo lubię bo jedzenie pyszne i atmosfera fajna ale ceny bardzo wysokie. Za obiad dla dwóch osób trzeba zapłacić około 30 USD.
Nie miałam przy sobie gotówki. Poszłam więc do bankomatu wypłacić z karty pieniądze aby zapłacić za rachunek. I akurat w momencie kiedy wystukałam na klawiaturze bankomatu sumę pieniędzy którą chciałam wypłacić oraz potwierdzenie " Enter " prąd został wyłączony i automat zabrał mi kartę i gotówki nie wypłacił. Zdarzyło mi się to już trzeci raz. 
W Nepalu jest tak zwany " load shedding " co oznacza że brakuje prądu, obecnie jest tylko 2 h prądu dziennie.

Więc wróciłam do knajpy z powrotem tłumacząc się, że nie mogę zapłacić rachunku bo nie mam gotówki a kartę debetową bankomat mi zjadł.
" to nic nie szkodzi " - usłyszałam -" zapłaci siostra pózniej " .
"Siostra" to zwrot jakim zwraca się do kobiet tutaj.

I minął tydzień. Do knajpy nie wróciłam zapłacić, bo było mi to ciągle nie po drodze. A to zajęta w hotelu, a to w górach byłam, a to dzieci, a to coś tam....
Pamiętałam o tym rachunku ale typowo po nepalsku odkładalam to na jutro...
I spotkałam na ulicy menagera knajpy, podbiegłam szybko do niego, tłumacząc się, że przyjdę dziś zapłacić, że przepraszam, że do tej pory nie zapłaciłam ale tak zajęta byłam a on mi na to przerywa i mówi, że : " nie szkodzi. Zapłaci siostra jak bedzie miała. Siostra nigdy nie kłamie. "

Kocham ten Nepal. Właśnie za to.
Za normalność w traktowaniu siebie wzajemnie, za życzliwość ludzką i za ufanie sobie wzajemnie.
Przez ostatnie dni padało w Kathmandu dużo i mocno.
W ciągu dnia jest około 10 stopni C, w nocy poniżej zera.
Domy nie są ogrzewane więc jest zimno w domach też.
W nocy śpimy w kurtkach i czapkach.

Zaprowadziłam dzieci do przedszkola, jak jest tak zimno to nie ma zwykłych zajęć i dzieci nie siedzą przy ławkach tylko zbierają sie grupą na podłodze tworząc krąg ( bo tak cieplej ) i śpiewają piosenki.

Zrobiłam zdjęcie ( niestety nie wyszło dobrze, bo było zbyt ciemno w pomieszczeniu ) i miałam taką myśl, że szkoda mi tych dzieciaków, że muszą w takich warunkach się uczyć...
Ale pózniej zaraz przyszła druga, inna myśl, jaką zapewne mają rodzice innych tu dzieci - że jak dobrze że ich dzieci mogą się uczyć i chodzić do szkoły.

Bo w Nepalu nie wszystkie dzieci chodzą do szkoły, często rodziców nie stać aby posłać dziecko do szkoły a szkolnictwo nie jest obowiązkowe.


Sunday, February 16, 2014

Pobyt w górach, tylko 30 km od Kathmandu w Nagarkott a takie widoki na Himalaye, że nie chce się nam w ogóle do Kathmandu wracać....

Tuesday, February 11, 2014

Mi Casa otwiera swoje drzwi dla wszystkich podróżników wybierających się w te strony, którzy szukają miejsc nietuzinkowych i z charakterem.
Zapraszam Was serdecznie i postaram się aby Wam było u nas miło, dobrze i ciepło.
Czekam na Was !





Hotel Mi Casa się turystom podoba.
Cieszy mnie to - bo to nie było łatwe - zbudować hotel w Kathmandu.
Ale udało się, hotel ma charakter i nie mogło być inaczej, bo " biała " kobieta co to go wybudowała - też ma charakter :)

Mi Casa jest moim zrealizowanym projektem który dopiełam pomimo wielu trudności też związanych z tym że to inna kultura więc inny sposób myślenia i działania ludzi.

Nepal jest moim domem i choć wielu rzeczy tu nie rozumiem i nie zgadzam się z nimi ( tylko dlatego, że nauczono mnie inaczej ) to podkreślam, że Nepal to piękne miejsce do życia.
Ludzie tu pomagają sobie chętnie, lubią spędzać czas razem , zawsze mają czas dla siebie, raczej się nie śpieszą, potrafią cieszyć się małymi zwykłymi rzeczami.
I to jest tu bardzo cenne.
Dorzucę do tego Himalaye, klasztory buddyjskie, zapach ze świątyń na ulicach, masale tea, kolory i już jest Shangri-la.

Monday, February 3, 2014

Stoję z koleżanką przy ladzie bufetu w restauracji aby zapłacić rachunek.
Proszę kelnera ( po nepalsku ) o rachunek.
Chyba mnie nie zrozumiał bo tak mówi w języku nepalskim do drugiego kelnera, który też znajdował się po przeciwnej do mnie stronie lady bufetu :
- Co ta stara mówi ? ( pyta się drugiego kelnera )
- która stara ? ( pyta się ten drugi kelner)
- no... ta gruba - odpowiada kelner.
- która gruba ? - one obydwie są grube...

No ja wzięłam to na wesoło, - bo jak inaczej ? 
W końcu co kraj to obyczaj.
:-)

Saturday, February 1, 2014

Ciekawa myślę historyjka ( choć ja się trochę powkurzałam :) ) :

Robię zakupy w jedynej sieci supermarketów w Nepalu, zwanej "Bhatbateni".
To taki sklep raczej dla bogatych nepalczyków, gdzie ceny są podane na każdym produkcie ( co jest w Nepalu raczej nie spotykane )
Można tam kupić art spożywcze, ubrania, sprzęt wyposażenia domu.
Choć sklep jest wyposażony całkiem ok, to ceny są niejednokrotnie wyższe jak w Europie a obsługa....
Oceńcie sami :)

Zakupy robiłam bardzo duże na potrzeby hotelu i restauracji, tak więc kupowałam zaopatrzenie do kuchni przede wszystkim. Zapakowałam całe pięć dużych wózków do pełna.
I zostałam okrzyczana przez personel sklepu, że zajęłam aż pięć wózków.
Bo ja jestem jedna a wózków mam pięć - i jak się okazuje nie mogę mieć pięciu bo na jedną osobę przypada jeden wózek i nie ważne że zakupy robisz na pięć wózków. Zrobiłam swoją minę niezadowolenia, tłumaczyłam im że przecież wózki mam do pełna zapakowane - nie pomogło bo i tak odebrano mi jeden wózek, z którego po prostu personel wypakował rzeczy i położył je na podłodze.

Ale to jeszcze nie koniec histori.

Stoję przed regałem na którym zawieszona jest duża informacja że : przecena. 20%.
Wybrałam sporo rzeczy z tych przecenionych artykułów ( szkło, kieliszki ) i pytam pani ekspedientki czy to są jedyne przecenione szklanki czy jest ich jeszcze gdzieś więcej, bo potrzebuję ich więcej.
Pani się dziwnie na mnie patrzy i mówi że te rzeczy nie są przecenione. Wskazuję jej więc na kartkę zawieszoną przy regale : przecena 20%.
Ale pani twierdzi że rzeczy które wybrałam nie są akurat przecenione.
Więc pytam ją po koleji co jest przecenione. Na regale było może ze 40 pudełek z kieliszkami, szklankami, z czego Pani wskazała mi cztery które objęte były przeceną a reszta - tych które akurat wybrałam pomimo tego iż stały na tym samym regale - przecenione nie były.
Więc poprosiłam o pomoc menagera sklepu. I ten powiedział, że przecena skończyła się wczoraj i jest już nie aktualna ale kartki nadal nie zdjął. Wisiała sobie tam dalej informując ludzi że jest 20 % przeceny - choć jej nie ma.

Zakupy robiłam pięć godzin i poprosiłam w pewnym momencie personel sklepu o pomoc we wskazywaniu mi gdzie poszczególne rzeczy na sklepie się znajdują.
Towarzyszyła mi jedna dziewczyna może przez około godzinę, menager sklepu też pojawiał się co jakiś czas na chwilę. I w pewnym momencie słyszę jak ta dziewczyna mówi w języku nepalskim do menagera : " jestem już zmęczona obsługiwaniem tej białej, te jej zakupy trwają już długo."
A menager sklepu na to tak w odpowiedzi do niej :
" dobrze, usiądź już sobie, napij sie wody , nie musisz jej już obsługiwać "

No cóż - "customer service" w Nepalu nie istnieje.
Albo raczej powinnam napisać, że nie istnieje w moim tylko przekonaniu.

:)

Friday, January 31, 2014

Siadam przy komputerze w cafejce internetowej w dzielnicy turystycznej.
Zaczynam pisać i czuje oddech kogoś kto stoi za moimi plecami i mam wrażenie że stoi tak bo czyta co ja piszę. Więc odwracam się i okazuje się że rzeczywiście wzrok ma wlepiony w komputer i czyta moje napisane słowa.
Więc mu zwracam uwagę, że czemu tak stoi nade mną i czyta co ja piszę?
A on mi na to tak oto odpowiada : że nie czyta tylko patrzy jak ja zdania buduje bo swój angielski musi szlifować.
I nadal by tak stał gdybym go nie poprosiła o to, że jednak sobie tego nie życzę.
W dodatku był to oczywiscie personel cafejki internetowej.

I druga historyjka też w podobnym klimacie :

Siedzę w jednej z lepszych kawiarni dzielnicy turystycznej. Jedna z lepszych, bo mają dobrą kawę, super szybki internet i choć kiepskie bardzo jedzenie to zawsze jest w niej pełno ludzi.
Kelner przynosi moje zamówienie, kładzie je na stół i bardzo zaczyna sie interesować moim zeszytem który leży na stole. Nie pytając mnie o pozwolenie, dotyka zeszyt, przesuwa w swoją stronę, otwiera go i zaczyna przeglądać.
No nie ! - myśle sobie, o nie ! 
Zabieram mu zeszyt z rąk z miną już mocno oburzoną bo przecież to moje osobiste notatki i on tak bez pytania ?! - niebywałe. :)
Uśmiecha się tylko i odchodzi.

Wednesday, January 29, 2014

Historyjka ze sklepu :

Pytam sprzedawcę :
" Ile to kosztuje ?"
- "1800 Rps " odpowiada.
Myśle sobie, że to tyle nie kosztuje, to nie możliwe, pewnie cena jest o 50% zawyżona dla mnie.
Więc nie okazuję zainteresowania kupnem tego i oglądam inne rzeczy. 
Sprzedawca zauważa to i mówi że specjalna cena dla mnie to 1400 Rps.
Odpowiadam, że to i tak za drogo i że nie jestem zainteresowana kupnem. On na to pyta się ile jestem w stanie zapłacić ? Odpowiadam, że 500 Rps.
Wkurza się strasznie, okazuje niezadowolenie i burka coś pod nosem po nepalsku w stylu, że to nie możliwe i że sobie chyba żartuję.
Wychodząc ze sklepu, słyszę wołanie za mną - że dobrze, że mi to sprzeda za1000 Rps, ale że to będzie już bez żadnego zarobku dla niego.
Ale ja nadal mowię, że nie jestem zainteresowana i że mogę za to zapłacić 500 Rps.
I ku mojemu zdziwieniu pomimo tego, że sprzedawca narzeka, kręci głową, sprzedaje mi w końcu tą rzecz za 500 Rps.

Niemożliwi są z tymi cenami.
Nigdy nie wiadomo ile co kosztuje.
Jednego dnia jabłka kosztują 200 Rps za kilogram ( 2 $ ) .
Następnego dnia te same jabłka mogą kosztować już 400 Rps, czyli dwukrotnie więcej.

Tak samo widziałam piękny stary tybetański stół, pytałam o cenę stołu tego samego sklepikarza i trzy razy cena była inna. Raz mi powiedział 20 tyś Rps, innym razem 18 tyś Rps ( i to już miała być cena bez jego zarobku ) a w końcu sprzedał mi stół za 15 tyś Rps i jeszcze mi go przywiózł do hotelu.

I nie ważne, że nepalski znam i tu mieszkam - zawsze próbuje mi się sprzedać rzeczy drożej.
Czasami przeszkadza mi to w działaniu, bo muszę najpierw prosić znajomych nepalczyków żeby ceny produktu który chcę kupić wcześniej dla mnie sprawdzili.
Łatwiej byłoby mi tu funkcjonować gdybym nie musiała ciągle walczyć o właściwe ceny ze sklepikarzami i tłumaczyć im, że tu mieszkam i że nie jestem turystką.
I tak czesto słyszę odpowiedź, że jestem biała, więc kasę mam, co mi tam więc zależy zapłacić za produkt więcej...
Och, czasami bycie w Nepalu jest trudne. Ale tak wybrałam i są tego też trudne strony.
Staram się jednak doceniać i zauważać to co jest tu piękne, proste i cenne.
Himalaye, klasztory buddyjskie, nauki Buddhy, zapach kadzideł na ulicach, dobre proste jedzenie, wolność w sercach ludzkich, życzliwość i prostota w byciu a także relacje rodzinne, które tu są bardzo mocne i ważne.
Nepal jest piękny, choć nie jest to łatwe miejsce do życia dla kogoś z zachodu.
Co innego być tu na chwilę w podróży - co innego mieszkać tu.
Ale nie wybrałabym inaczej.
Co tu robić z dzieciakami w Kathmandu ?
Wolny dzień od przedszkola i zerówki.
Parku w Kathmandu nie ma ani placu zabaw ( przynajmniej na świeżym powietrzu nie ma, jest jeden płatny w centrum handlowym ).
Więc dla urozmaicenia czasu i zrobienia czegoś inaczej - woźiliśmy się dzisiaj rikszą po Kathmandu :)


Zawody na tytuł Mistrza Mountain Bike w Nepalu.
Był taki pył unoszący się wszędzie ( od paru miesięcy nie padał deszcz w ogóle ) że trudno było cokolwiek zobaczyć.
Ale byliśmy. Tenzin ( nasz sześciolatek ) ma pasje - rower.
Chciał zobaczyć jak wyglądają prawdziwe zawody.

To pagórki pod samym Kathmandu :
( zaznaczam, że te pagórki mają około 2000-3000m npm)
W Nepalu góry to te co mają białe szczyty czyli góry powyżej 4000 m npm. Wszystkie inne góry to pagórki.







Tuesday, January 28, 2014

Mój sąsiad przyprowadził do domu drugą żonę.
Tak - drugą. Bo jedną już ma - teraz pierwsza żona zwać się będzie "Thuli budi" - co oznacza starsza żona, a druga żona zwać się będzie " khanci budi " - co oznacza po nepalsku młodsza żona.

W Nepalu nie ma obowiązku rejestracji małżeństwa, więc zdarza się mężczyznom mieć dwie żony.
Do rozwodów dochodzi raczej rzadko, są nie tylko bardzo kosztowne ale dość skomplikowane.
Jeśli już do rozwodu czy rozstania dojdzie - dzieci zostają z ojcem i jego rodziną.

Jak się moi sąsiedzi dziś w nowej sytuacji dogadują - nie wiem....
Strasza żona mojego sąsiada może być od tej młodszej żony starsza o jakieś 10 lat.
Z pierwszą żoną ma czteroletnią córeczkę.
Teraz mała będzie musiała zwracać sie do swojej mamy : starsza mama, a do drugiej żony swojego ojca : młodsza mama.

Jeden z pracowników budowy naszego hotelu pochwalił się, że ma trzy żony.
I tak oto historyjkę przedstawił :
Pierwszej nie chce mieć ale ją trzyma - bo żona nie ma gdzie pójść.
Druga jest nie dobra dla niego a trzecią zamierza do domu przyprowadzić bo choć już ją ma, to jeszcze z nim nie mieszka.
Historia jak nie z naszego świata - pomyślałam sobie, ale nie zdziwiło to chyba nikogo tu oprócz mnie...

Monday, January 27, 2014

Przez cały czas trwania budowy naszego hotelu, miałam problem z mężczyznami (pracownikami ) którzy to nie chcieli wykonywać moich poleceń.
Po pierwsze dlatego, że jestem kobietą a w Nepalu kobieta nie mówi mężczyźnie co on ma robić. 
Po drugie dlatego, że jestem biała więc tym bardziej mężczyźni tu nie dadzą sobą rządzić białej kobiecie.
Tylko że mi nie chodzi o rządzenie nimi a o wskazywanie im pracy jaką trzeba wykonać.
Więc musiałam prosić mojego męża albo jego brata albo szefa budowy, aby wskazał im gdzie i co jak trzeba danego dnia zrobić.
Nie było to dla mnie łatwe.
Wspomagałam się karteczkami z napisanymi na nimi ( w języku angielskim ) pracami do wykonania, które to wieszałam na drzwiach wejściowych do każdego pokoju.
Jeden z pracowników obraził się na mnie, kiedy powiedziałam mu żeby z okna zdjął pozostałości farby, on na to, że jest tu od poprawek malarskich a nie od sprzątania.
Oczywiście pracę wykonał kiedy zlecił mu ją mężczyzna.

I kolejna historyjka którą często opowiadam, bo pokazuje dobrze sposób działania i myślenia ludzi tu:
Byłam u dobrych znajomych w ich agencji trekkingowej. Zaproponowali mi kawę, usiedliśmy więc przy stole rozmawiając i niechcący jednemu z nich kawa się wylała na stół i ku mojemu zdziwieniu nie zamierzał wylanej kawy sprzątnąć.
Zapytany przeze mnie czemu jej nie wytrze - odpowiedział : ja jestem szefem dużej agencji trekkingowej, nie będę się zniżać do pozycji sprzątaczki.
I Ta kawa tak wylana na stole czekała na sprzątaczkę ( po którą zadzwonił ) i przyszła dziewczyna może po 15 minutach i dopiero wtedy kawę wylaną ze stołu sprzątneła.

Nie przyjechałam do Nepalu go zmieniać ani nikogo uczyć czy pokazywać mu świat według tego jak ja go rozumiem.
Staram się tego nie oceniać choć owszem czasem jest to trudne dla mnie, ale muszę pamiętać że jest to po prostu tylko inny sposób działania, myślenia niż ten którego mnie na zachodzie nauczono.
Jeśli nauczę się o tym pamiętać w każdej sytuacji - nie będę się spalać, co ma często miejsce, bo zapominam że inni nie myślą tak jak ja, a ja jestem przecież u nich, żyje i mieszkam tu, więc to ja muszę sie dostosować do ich widzenia, postrzegania świata.

Powinnam więc przestawić sobie zegarek o godzinę do tyłu, bo tu się wszyscy spóźniają zawsze, wszędzie i spóźniają się średnio o godzinę. :-)

Sunday, January 26, 2014

Skończyło się zimno w Kathmandu.
Przestaliśmy spać w nocy w czapkach, kurtkach i polarach bo robi się cieplej i już w nocy nie marźniemy.
Domy w Nepalu nie są ogrzewane, brakuje drewna ( jest też bardzo drogie ) brakuje gazu i elektryczności więc nie ma możliwości ogrzewania się piecami gazowymi czy elektrycznymi.
Solar który mamy zamontowany na dachu budynku w którym mieszkamy starcza na oświetlenie trzech żarówek. 
Rozwiązaniem są generatory prądu ( na ropę ) ale są one bardzo drogie i bardzo głośne więc najczęściej stosuje się je tylko w miejscach bardzo turystycznych.

Turyści unikają raczej przyjazdu do Nepalu w okresie zimowym ze względu na brak ogrzewania w pomieszczeniach właśnie. 
Słońce pojawia sie każdego dnia około 10-ej rano i jest ciepło ( nawet 20 stopni C ) w ciągu dnia do godziny około 16-ej.
Nocą temperatura spada do zera albo nawet nieco poniżej zera.

Z tych względów Nepalczycy kąpią się często tylko raz w tygodniu ( w sobotę ) która to jest wolnym dniem od pracy więc mają możliwość wykąpania się w ciągu dnia kiedy jest słońce.
Kąpiel wieczorem - nawet w ciepłej wodzie nie jest zbyt miłym doświadczeniem ze względu na zimno które panuje w pomieszczeniach.

Zima to też czas kiedy jest bardzo mało prądu w całym Nepalu.
Ponieważ nie ma opadów deszczu o tej porze roku, elektrownie wodne nie są w stanie wyprodukować tyle prądu ile potrzeba, więc go po prostu nie ma...

Najwyższa wodna elektrownia na świecie znajduje się właśnie w Nepalu w rejonie gór wokoło Mt. Everest na wysokości 4580 m npm i dostarcza prąd dla pobliskiej wioski ( około 14 domów ).

Dzisiejsza prognoza prądu dla naszej okolicy na kolejne trzy dni:
7 - 9 rano - prąd jest.
15 - 17 wieczorem - prąd jest.
24 - 04 nad ranem - prąd jest.

W pozostałych godzinach prądu nie ma.
Prognozy podawane są z tygodniowym wyprzedzeniem.

Friday, January 24, 2014


" Riksza " - ( nepalski rower trzykołowy z umieszczonym z tyłu siedzeniem dla pasażera ) przywiózł do hotelu meble. Ustalona cena ( oczywiście z góry ) była 100 Rps. To normalna cena za przejechanie rikszą odcinka około 500 m.
Rikszarz był zadowolony z ustaleń co do ceny, dopóki nie zobaczył mnie ( białej ) w drzwiach hotelu.
Na co natychmiastowo oznajmił : " Hotel prowadzi biała - to cena jest podwójna, 200 Rps."
I nie ważne, że "biała" w Nepalu mieszka, po nepalsku mówi i ceny dobrze zna.
On chce dwieście rupi i koniec.
No i dałam mu 150 Rps, bo nie chciał za nic ustąpić.
I tak tu się mam czasami.
Że pomimo tego iż Nepal uczyniłam swoim domem, dla wielu ludzi wciąż jestem tylko ciągle "biała".

Wednesday, January 22, 2014

Dziś był u nas w Mi Casa też " sadhu " - święty człowiek.
Przyszedł ofiarować nam błogosławieństwo i dobre słowo aby nam się szczęściło finansowo.
Mówią, że jak "Sadhu" przyjedzie to dobry znak.

Moja sąsiadka ( tybetanka ) która odwiedza nas codziennie i zawsze życzy nam pomyślności aby w końcu udało się nam otworzyć ten hotel.
Ja słowa po tybetańsku nie umiem i ona słowa po angielsku nie umie, ale okazuje się że to nie istotne jest bo można mieć porozumienie bez słów...
Cieszę się, że przychodzi odwiedzić nas każdego dnia.