Thursday, February 20, 2014

Lubię siedzieć w Mi Casa. Jest przytulnie. Nie czuję się w ogóle jakbym była w Kathmandu, taki spokój jest u nas.

Kathmandu to miasto które można pokochać i znienawidzieć. Coś jak z New York - o tym mieście też tak mówią.
Kathmandu jest tak zatłoczone, wypełnione ludźmi, turystami z całego świata, że czuję sie nie raz jakbym była na Manhattanie, no z tą jedyną różnicą, że New York to ogromne miasto, duże ulice i wysokie budynki.
W Kathmandu drogi dla samochodów są pewnie mniejsze jeszcze jak chodniki dla pieszych na Manhattanie.
W ogóle chodniki istnieją tylko w paru miejscach w Kathmandu, raczej w centrum, w innych dzielnicach nawet chodników nie ma. I tak po drodze poruszają sie rowery, riksze, motory, skutery, samochody, krowy, kury, kozy, psy bezdomne, małe dzieci, piesi - nawet kiedyś stado baranów widziałam, całą ulicę na 200 metrów zajęły.
I jest w tym coś magicznego. Bo jak nazwać w centrum miasta wolno idące krowy czy piejącego koguta?
I jakoś nikt się nie wkurza, nie bluźni, że taka krowa ruch spowalnia.

I jeszcze jedna historyjka. Ponownie ze sklepu - te należą do moich ulubionych. Cierpliwości mnie uczą.

Jakieś dwa tygodnie temu robiłam duże zakupy na potrzeby restauracji przy naszym hotelu.
Kupiłam sporo rzeczy - rachunek duży, nie mogłam się ze wszystkimi rzeczami nawet jedną rikszą zmieścić, dwie riksze wypełnione do pełna wiozły moje rzeczy do hotelu.
Zapłaciłam z góry za kubki do herbaty. Obiecano mi je dostarczyć do hotelu następnego dnia.
I tak minęło parę dni i cisza z ich strony. Odezwałam się telefonicznie do nich sama - oczywiście obiecywali mi przywieźć je do hotelu dnia następnego. Nie przywieźli. Wysłałam pracownika więc po kubki do ich sklepu. Wrócił bez kubków, twierdząc że ich na stanie nie mają, ale najdalej za dwa dni do hotelu nam je dostarczą.
Nie dostarczyli. Nie oddzwonili.
Więc się wybrałam do nich osobiście, próbując się sytuacją nie irytować.
No i kubków nie mają, mieli mieć ale takich samych nie znaleźli.
Proponują mi oczywiście inne, ale te się w ogóle mi nie podobają. Ja chcę te moje, zwykłe, gliniane, brązowe. A nie jakieś czerwono złote w róże z napisami: i love you.
Więc skoro nie mają moich zamówionych kubków, dla mnie logicznym jest, że proszę o zwrot zadatku.
No i okazuje się, że nie mogą mi zwrócić pieniędzy - mam sobie wybrać coś co jest w tej samej cenie zadatku jaki zostawiłam.
Ale ja nie chcę nic innego, nic innego fajnego bez róż i napisu "i love you" nie widzę.
Sklepikarz się tłumaczy i prosi że pieniędzy nie zwróci bo to źle wróży dla jego biznesu.
I jak tu z takim gadać ? 
No więc wróciłam z siatką wypełnioną jakimiś rzeczami do kuchni których raczej chyba nie potrzebuję.
Ale wolę już kolejne łyżki i pudełeczka na przyprawy, masalę niż kubki z różą i napisem i love you.

:-)

No comments:

Post a Comment