Wednesday, December 25, 2013

A takie oto pierogi jedliśmy ( zwane momo ) :
Pychota. Kuchnia tybetańska. Przypominają troche pierogi polskie ( nie bardzo, ale powiedzmy ) :)

Tuesday, December 24, 2013

A tak oto wygląda nepalski Święty Mikołaj, spotkany przez nas na ulicy Kathmandu :

Święta w Nepalu.

Nepal to "hindu kingdom" dla wielu. Choć król został odsunięty od władzy to nadal jest tu królem dla sporej społeczności.
Nepalczycy są dosyć ortodoxyjni w swoich tradycjach i wierzeniach, znacznie bardziej niż Hindusi z Indi.
Także raczej nie ochodzi się tu Świąt Bożego Narodzenia choć Jezus jest w ich religi uważany za Boga.
I w wielu domach i sklepikach widziałam image Jezusa powieszony na ścianie ( taki trochę w stylu hinduskim, mocno złoto - czerwony )
Nie dostałam nigdzie choinki choć widziałam je w paru sklepach, to nie wiedzieć czemu były czerwono - złote. Więc, nie dziękuje, jakoś choinka kojarzy mi się że ma być zielona.
Zamiast opłatkiem dzieliliśmy sie chlebem indyjskim ale moja nepalska część rodziny ( no oprócz mojego męża ) nie uczestniczyła w tym. 
Tu nie ma pocałunków w policzek czy przytuleń nawet w stosunku do brata czy siostry czy mamy czy taty. Ludzie nie okazują sobie w ten sposób bliskości. Są za to inne sposoby okazania szacunku, oddania czy miłości. To jest gest dotyku stopy ręką i pokłon względem osoby której szacunek chcemy okazać. Wygląda to tak, że najpierw dotyka sie ręką serce albo czoło swoje, robi się pokłon w stosunku do tej osoby i albo ręka albo swoim czołem dotyka sie stóp danej osoby.
Formy przytulenia kogoś czy pocałowania w policzek są tu odbierane zbyt intymnie i nie widziałam nepalczyków którzy w ten sposób okazywaliby sobie jakieś uczucia.
I myśle że to dlatego moja nepalska część rodziny nie uczestniczy w chwilach dzielenia sie opłatkiem (chlebem) czy składania sobie życzeń.

Święty Mikołaj za to jest tu wszystkim znany i kolejki w sklepach z zabawkami były wczoraj spore.
Do nas tez Święty Mikołaj przyszedł i dzieciaki zadowolone.

Tenzin pyta o śnieg i sanki ale z tym to już nic nie wymyślę. 
Śnieg w Nepalu jest powyżej 4000 m npm - trzeba by w Himalaye jechać.

Nie ukrywam, że nie łatwo jest stworzyć atmosferę Świąt w kraju w którym nie obchodzi się tych świąt. I że pojawiła się jakaś tęsknota we mnie za radością i ciepłem tych świąt w moim kraju pochodzenia.

Wszystkich moim bliskim, przyjaciołom i Tobie drogi czytelniku życzę ciepła, radości, spełnienia.
Bycia razem w te święta, bliżej, blisko.

Sylvia

Monday, December 23, 2013

Policjant zatrzymał samochód w którym jechałam jako pasażer.
Rutynowe sprawdzenie dokumentów i kierowcy czy nie jest pod wpływem alkoholu.
No i okazało się, że jest.
Więc policjant zabrał kierowcy dokument, kluczyki od samochodu, wystawił mandat na 1000 Rps ( równowartość 10$) i kazał sie zgłosić po dokumenty z opłaconym mandatem następnego dnia we wskazanej przez niego jednostce policji.
I tyle konsekwencji. Nikt nikomu nie odbiera prawo jazdy czy każe chodzić na jakieś dodatkowe zajęcia  z teori jazdy. Tyle.
Szokujące.

Ostatnio też próbuje przejść na drugą stronę ulicy i nie mam za bardzo jak bo ruch jest duży a żaden samochód się nie zatrzyma. Pasów dla pieszych oczywiscie nie ma. Stoji obok mnie policjant i pyta się czemu tak się czaję żeby przejść na drugą stronę ulicy ?
A ja na to że pasów dla pieszych nie ma a żaden samochód mnie nie przepuści, więc jak mam przejść ?
A on mi na to tak odpowiedział :
To sobie pasy narysuj.

Ciekawe.

W Nepalu policjant ma dużą władze ale jest skorumpowany. Lepiej tu policji nie prosić o pomoc.
Jeszcze wiekszą władze ma wojsko, które może aresztować, zatrzymać, zrobić rewizje, użyć broni.

Nie ma też numeru telefonu "emergency" pod który można zadzwonić jeśli się potrzebuje jakiejkolwiek pomocy.
Tu nie przyjedzie ambulans - bo ich generalnie szpitale nie mają a policja też nie przyjeżdża ani do włamań czy awantur czy bicia.
Tu się liczy na pomoc sąsiada czy drugiego człowieka i ludzie tu reagują, pomagają sobie wzajemnie.
Nie są obojętni bo wiedzą, że wiele zależy właśnie od pomocy drugiego, zwykłego człowieka.
I ponieważ nie ma takiego systemu czy władzy która chroni i dba o swoich obywateli, obywatele sami dbają wzajemnie jeden o drugiego.

Wednesday, December 18, 2013

A w tym koszu z bambusa było malutkie dzieciątko.

Ten kosz to taki typowy nepalski wózek. 

Wózków tu nigdy nie widziałam a dzieci nosi się owinięte w chustach przerzuconych na plecach albo takich właśnie koszach jak na zdjęciu poniżej.
Ulice Kathmandu. Barwne jak jego mieszkańcy. 
Zwykły ich dzień...
Wszyscy zawsze mają czas na wspólny "dalbhat" - typowe nepalskie jedzenie czyli ryż, warzywa i zupa z soczewicy. A śpiew i taniec jest ważną częścią życia.


Tuesday, December 17, 2013

Tenzin i Jego rower. 
Uwielbia jeździć rowerem. Ma niespełna sześć lat.
Ćwiczymy każdego dnia, aby trasę pomiędzy Kathmandu a Lhasa w Tybecie uczynić możliwą do pokonania.

Cieszy mnie to jako matkę, że Tenzin ma pasję. Ja mu pomagam ją tylko realizować.


A tak mi sie kojarzy Nepal - z radością i życzliwością. Zawsze. Dla każdego. Dla siebie też. Bez pośpiechu. Spokojnie. Świadomie.
Miewam takie momenty, że sobie myśle, że ta budowa hotelu to ponad moje siły.
Więc robię sobie chwile wolnego od tej budowy, - ostatnio były dwa takie dni wolne, które to spędziłam z dziećmi na spacerach po okolicy, patrzeniu w góry, na słońce i czerpania radości z tego.

I dziś powrót do hotelu był znowu miły.

A oto dzisiejsze zdjęcia :


Wednesday, December 11, 2013

Znalazłam taki piękny, stary ołtarzyk z Buddhą.
Znalazłam też miejsce na niego w naszym hoteliku.
Choć prace nadal trwają i na pytania kiedy się otworzymy już nie odpowiadam. :) - miało być w październiku, to teraz mówię, że otworzymy się jak się otworzymy.

Teraz mamy inne marzenia. Przejechać rowerem z Kathmandu do Lhasa ( Tybet ) i zrobić to w trzy tygodnie. To ponad 1200 km trasy w górach, często na wysokości ponad 4000 m npm, najwyższy punkt to 5220m npm.
My tzn moje sześcioletnie dziecko, jego trener rowerowy, który tą trasę pokonał juz wcześniej i który nie ukrywa, że było to bardzo trudne.
Trenujemy więc codziennie, jeździmy po lokalnych górkach, pagórkach i mój sześciolatek nie może już żyć bez roweru.

Jeśli się powiedzie wyprawa, Tenzin będzie najmłodszym chłopcem, który pokona tą trasę.
On chce, - my go wspieramy.
Marzenia trzeba spełniać!

Masz ochotę jechać z nami ?
- Szykuj się na wrzesień 2014.

Monday, December 2, 2013

Wynajmujemy mieszkanie pewnie w jednym z ładniejszych domów w naszej okolicy. 
Bardzo ładny ogród, czysty, zadbany, dużo kwiatów, zawsze posprzątane.
Mimo tego jednak, wlasćiciele domu bardzo często wyrzucają śmiecie dosłownie pod bramę, płot własnego domu. Nie dość ze to śmierdzi, brzydko wygląda, jest często rozgrzebane przez psy bezdomne, to szokujące jest dla mnie jednak to, ze kontener na śmieci, znajduje sie 30 metrów dalej od domu.
Ja nie widzę żadnego problemu wrzucić śmieci do kontenera - dla nich to jest jednak jakaś abstrakcja. Tych kontenerów nikt zdaje sie nie zauważać.
Owszem - lokalna społeczność, która zawiązała stowarzyszenie składające sie z samych kobiet, sprząta okolice - zbiera śmierci raz w miesiącu.
Ale czy nie lepiej edukować dzieci w szkole, właścicieli domów, ze są kontenery na śmieci ( a jest ich w mojej okolicy sporo) niż zbierać ciągle śmiecie które ktoś wyrzucił.
Pieniądze które stowarzyszenie zbiera od każdego właściciela domu na ten cel, można by poświecić na inny cel jak naprzyklad zbudowanie paru huśtawek w okolicy dla dzieci, albo naprawę drogi czy zbudowanie kolejnego ujęcia wody.
W mojej okolicy jest tylko jedno takie ujęcie i to jest za mało. Czasami kolejka po wodę jest paro godzinna.
Prace trwają nadal.

Czy my wogóle otworzymy ten hotel ?
Na pytania o kiedy ? - wolę już nie odpowiadać. 

Jechałam dziś słynnym " micro " do dzielnicy turystycznej i wszędzie zauważam dzieci cieżko pracujące - czy to w restauracjach, czy na ulicy - wszędzie.
Za marne grosze - często za 1$ dziennie plus wyżywienie wykonują ciężkie prace.
W dzielnicy turystycznej tak ich nie widać bo oburzałoby to turystów. Ale wystarczy wejść do nepalskich lokalnych restauracji i dzieci pracują na kuchni, na zmywaku.
Dziecko które pracuje w micro, którym jadę - jego praca polega na otwieraniu i zamykaniu drzwi micro, nawoływaniu ludzi poprzez krzyczenie głośno trasy jaką micro pokonuje, przyjmowaniu opłat za bilety.
Chłopczyk wygląda na osiem - maksymalnie 10 lat.
Założę sie, ze pewnie jest żywicielem rodziny, która mieszka na wiosce.
Często rodzina posyła dzieci do Kathmandu, celem wykonywania pracy.
Życie na wiosce jest trudne, bardzo trudne. Praktycznie nie możliwe jest mieszkającym na wiosce mieć jakieś dochody, jakiś income.
Biedne rodziny stawiane są wiec w trudnej sytuacji posłania jednego członka rodzina do miasta aby zarabiało i utrzymywało rodzine.

Coraz częściej zauważam, ze Nepal pomimo swojego piękna, którego mu nie odbieram - ma tez swoje ciemne strony, miejsca.

Sunday, December 1, 2013

Egzaminy w przedszkolu. 
Tak, - nie podoba mi sie to wcale.
Moje dziecko ( prawie sześcioletnie ) jest w zerówce.
Żeby móc pójść do szkoły - do pierwszej klasy, musi zdać egzamin z pisowni alfabetu nepalskiego, angielskiego, pisania liczb od 1 do 100. Pisania nazw dni tygodnia w alfabecie angielskim, kolorów, nazw zwierząt, owoców, warzyw i prostego dodawania w stylu 1+ 5= 6.
Mocno przesadzają z tym co musi umieć pięciolatek, sześciolatek tu.

Poszedł na egzamin bez stresu, spokojnie, tak jakby trochę nie rozumiał o co chodzi.

A mnie chodzi pomysł po głowie otworzenia tu szkoły dla dzieci - całkiem normalnej, gdzie nie trzeba sie popisywać co dziecko pięcioletnie juz potrafi napisać. Tylko normalnie - szkoła dla dzieci, ma uczyć oczywiście ale nie tylko pisania ale tez rozumienia tego swiata, bycia ludzkim, otwartym.

Może ktoś tam jest - kto by chciał razem ze mną taką szkole tu w Kathmandu otworzyć, prowadzić ?
Czekam na listy od Was, od kogoś...