Tuesday, August 20, 2013

Spotkałam Marie, hiszpanke z Madrytu.
Nie znałam jej wcześniej, moj mąż był jej tłumaczem z nepalskiego na hiszpański lata temu, kiedy Maria przyjechała do Nepalu adoptowac córeczkę.
Zaprosiła mnie do siebie do hotelu na lunch. Przyjęłam zaproszenie, rzadko bywam w wielkim świecie hoteli pięcio gwiadkowych a czasami dobrze popatrzeć na ten świat.
Dała mi 250 euro, prosząc abym znalazła jakieś dziecko ktore potrzebuje pomocy i opłaciła mu szkole i wyżywienie. I żebym sie z Nią skontaktowala jak środki sie skończą, to prześle mi kolejne.
Ze znalezieniem takiego dziecka żadnych problemów nie bedzie, bardziej z wyborem któremu pomóc...
250 euro na wiosce w Himalayach starczy na roczna opłatę za szkole, książki, przybory, mundurek, wpisowe do szkoły oraz obiad w szkole dla dziecka.
Maria właśnie zmieniła kogoś świat.

Pora deszczowa w Nepalu dobiega końca. Szkoda, bo lubię monsoon.
Teraz bedzie za to turystycznie, knajpy zapełnia sie podroznikami z całego swiata i mam nadzieje ze nasz hotel "mi casa" tez. Planujemy otwarcie 1 ego października. Wychodzi ładnie, przyjemnie, właśnie skonczylismy robić łazienki- glazury i terakoty położone. Dziś montuja wanny, prysznic, umywalki.
Cenowo drożej jak w Polsce. Za jedna płytę gipsową ( nawet nie wodoodporna ) płaciliśmy 120 zł. 
Za płytki, ktore tu kupuje sie na sztuki, wyszło ponad 4 zł za sztukę. Ceny są znacznie wyższe, a jakość gorsza. Większość rzeczy, materiałów przyjeżdża z Indi albo z Chin.

Od lat myśleliśmy żeby prowadzić "bed and breakfast". Marzenia sie spełniają !

No comments:

Post a Comment