Monday, September 9, 2013

Moje pięcioletnie szalone dziecko rozwaliło sobie głowę i rana była na tyle głęboka, ze trzeba ją było zaszyć. Potrzebna więc była wizyta u lekarza w szpitalu.
W mojej okolicy położonej na obrzeżach kathmandu szpitala ani punktu medycznego nie ma. Najbliższy szpital od nas jest położony o jakieś 25 minut samochodem.
Znalezienie w naszej okolicy transportu w sensie samochodu czy taxowki jest trudne.
Trzeba liczyć na szczęście lub na życzliwość ludzką.
Sąsiadka zadzwoniła po znajomego który ma samochód, ale mógłby dojechać za godzinę.
Ale nie możemy tyle czekać bo przy takiej pogodzie jak jest tak upalnie i gorąco, o infekcje łatwo.
Znalezienie taxowki trwało jakieś 15 minut.
Pojawiły sie we mnie obawy, ze lepiej tu nagle nie chorować i nie mieć nie szczęśliwych wypadków, bo trudno o szybką pomoc medyczną.
W Nepalu nie ma ambulanców. Nie ma telefonu w sytuacjach "emergency" pod który można zadzwonić.
Zależnym jest sie od innych, ich życzliwości i chęci pomocy.
W mojej okolicy nie znam nikogo kto by miał samochód. Gdyby ktoś zachorował nagle w nocy, wole nawet juz o tym nie myśleć.
Sama wizyta w szpitalu była ok. Przyjęto dziecko na "emergency" od razu, nie czekaliśmy nawet jednej minuty. Obsługa medyczna była dobra choć szpital pozostawia wiele do życzenia. Brud i przy recepcji smród nepalskich toalet. W "emergency" słychać krzyki kogoś kto przyjechał z wypadku.
Dzieli nas od tej osoby tylko zasłona, więc słychać wszystko.
Zanim sie otrzyma pomoc medyczną trzeba za nią najpierw zapłacić, wyszło w sumie 10$, nie dużo jak na nasz umysł zachodni a sporo jak na realia nepalskie. Przy średnich zarobkach 50$ miesięcznie, to opłata za założenie szwów jest duża.
Kolejne doświadczenie w zyciu.- myśle sobie.

No comments:

Post a Comment