Friday, May 1, 2015

W odpowiedzi na Wasze zapytania:

Nawet przez moment o tym nie pomyślałam żeby stąd wyjechać, uciekać...
Tu jest mój dom. Tu mieszkam. Tu mam dom, hotel, tu wychowuje moje dzieci, tu chodzą do szkoły, tu jest rodzina.

Krótko o sobie:

Jestem całkiem zwyczajną osobą. 
Ci, którzy mnie już znają- wiedzą, że jeśli coś robię to na 100%.
Głowę mam zawsze pełną pomysłów, choć bywa też w chmurach. 
Jestem osobą silną, odważną, mam dobre zdolności organizacyjne i cechuje mnie wielozadaniowość. Czyli po prostu : radzę sobie zawsze dobrze i wszędzie.
36 lat, trójka dzieci, kocham Himalaje i podróże w odległe nieznane miejsca.
Studiowałam buddyzm i akupunkturę. Uwielbiam fotografować ludzi, szczególnie kobiety i dzieci.
Obecnie prowadzę Hotel Mi Casa w Kathmandu.
Zanim osiadłam w Nepalu, jeździłam po świecie całkiem sporo.
Długo bardzo szukałam swojego miejsca na ziemi.
Przyjechałam tu w 2004 roku, mieszkałam 4 lata, potem wyjechałam do USA i wróciłam ponownie w 2012 roku. Już na stałe.
W języku nepalskim mówię bardzo dobrze, znam realia tego kraju, kulturę, tradycje, zachowania ludzi nie są mi tu obce. Choć owszem tak zupełnie odmienne od tego w czym wyrastałam...

Chęć pomocy rodzi się z tego, że ja mogę pomóc bo mam takie możliwości.
Bo jestem tutaj, bo boli mnie to co się dzieje, bo mi zależy, bo chciałabym żeby ktoś mniej cierpiał, bo potrafię, bo mogę, bo chcę i wierzę, że " kindness goes a long way".

Rozumiem, że ta nasza wyprawa aby pomóc przynajmniej choć jednej wiosce , - jest jak kropla wody w oceanie.
Nie jestem naiwna. Wiem to. Ale...
Matka Teresa z Kalkuty powiedziała kiedyś, że jeśli pomożesz choć jednej osobie - to ma to znaczenie dla tej jednej osoby.
Jeśli pomożemy jednej wiosce, to ma to duże znaczenie dla tej jednej wioski.
Pomyśl, co czujesz kiedy czasem w sytuacji kryzysowej, ktoś inny pomaga właśnie 
Tobie? - niejednokrotnie wtedy właśnie cały nasz świat się zmienia...

Ja też przeżyłam to trzęsienie ziemi, choć to traumatyczne przeżycie jest i myślałam, że zginę razem z dziećmi... W momencie wstrząsu znajdowałam się z dziećmi na 3 piętrze budynku i nie miałam jak się wydostać z niego.
Całe trzy dni chodziłam jak struta nie wiedząc co ze sobą zrobić, jak dobie poradzić, jak pokonać ten strach. Do tej pory te przeżycia są bardzo silne...
Obecnie mieszkamy pod namiotem tak jak inni.

Można jednak tą traumę czy te odczucia próbować zamienić na robienie czegoś inaczej, czegoś pozytywnego.
U mnie zaczęło się to od tego, że po prostu wzięłam aparat do ręki i zaczęłam fotografować ludzi, moich sąsiadów, dzieci, kobiety, nasze namioty, wspólne spotkania... Starałam się nie fotografować zawalonych budynków, a koncentrować się na życiu, na chwili, na małych radościach...
Pomogło mi to, przyniosło chwile radości zarówno dla mnie jak i dla innych.
W buddyźmie jest taka nauka, która mówi, że problemy/trudności pojawiają się bo wymuszają na nas zmiany, inaczej tkwilibyśmy zawsze w tych samych stanach umysłu/ sytuacjach a tak musimy coś zmienić, bo sytuacje i te problemy na nas to wymuszają.

Więc,- zamieniam te moje traumatyczne doświadczenie kierując swoją energię aby pomóc innym. I zauważam przy tym, że:
Moja rodzina nie ucierpiała, jesteśmy bezpieczni, zdrowi, hotel stoi a dom choć runął to przecież można go odbudować... 
I nagle umysł sie uspokoja. I to jest ta zamiana o której mówię. 
Wszystko to kwestia naszego umysłu, podejścia.

To było pozytywnie, a teraz troche negatywnie. Niestety. 
I będę pisać bardzo szczerze - choć to może się nie podobać...
Nie wiem jak to co tu się dzieje jest przedstawiane w zachodnich mediach.
Pomoc tu do Nepalu dociera ze wszystkich stron - ale to wcale nie znaczy, że tu w Nepalu dociera ona do wszystkich...
Najgorsze jest to, że ta pomoc bywa rozkradana, że przyjeżdża jako dary które należałoby rozdać ludziom a niestety te dary są często sprzedawane ludziom... 
Nawalają systemy, nepalskie agencje koordynacyjne. Te które są odpowiedzialne za dystrybucje paczek.
Brakuje dróg, więc nie można z tymi paczkami wszędzie dotrzeć.
Zostawia się je najcześciej do rozdania w miejscowościach gdzie kończy się już droga, bo transport nie może jechać już dalej. Przeszkodą aby dotrzeć do wszystkich wiosek są wysokie góry, rzeki, brak dróg i mostów.
Więc jeśli jest jakiś urząd czy jednostka policyjna w tej ostatniej miejscowości w której kończy się droga, to tam najcześciej zostawianie są paczki. 
Niestety bardzo często są one sprzedawane dalej. Za małe pieniądze ale jednak...

Jest to biedny kraj, ludzie żyją w ogromnym ubóstwie, - szczególnie w górach, więc nie brakuje chętnych do zarobienia łatwych pieniędzy.
Dodam jeszcze, że ze wszystkich krajów jakie odwiedziłam na świecie ( a byłam w ponad 60 krajach) ten jest najmniej zorganizowany.
Mówimy o kraju gdzie szkolnictwo nie jest obowiązkowe, jest mało dostępne i płatne a analfabetyzm sięga ponad 60 %, a " child labour" - zatrudnienie dzieci jest ciągle czymś normalnym i nikogo to nie obchodzi.

Oczywiście nie oznacza to żeby nie pomagać.
Trzeba tylko rozumieć, że tak jest bo to wynika z czegoś i żeby to zmienić trzeba właśnie pomagać! Trzeba pomóc im wyjść z tej biedy, pomóc im zapewnić pewne lepsze warunki życia aby sami chcieli to życie utrzymać na tym poziomie.
Podciągnąć ich do góry, dać im coś, pokazać jak to zrobic, którędy jest ta droga.
Oczywiście to trwa, nikt sie niczego nie uczy z dnia na dzień.
Europa też jest/ bywa momentami i regionami zaściankowa. Nie trzeba daleko szukać ani jechać. Nawet w naszym kraju.
Można by o tym dużo pisać.... 
Podsumowując : Po prostu trzeba wiedzieć, że zawsze znajdzie się taki co wokół pomocy / darów zrobi sobie biznes. 
Chodzi o to żeby dotrzeć do tych co sobie sami namiotu nie kupią.
To nie wina tych biednych, że ktoś ich okrada....


Co do pomocy dla Nepalu i wysyłania paczek tutaj:

Nie ma sensu kupowania jedzenia w puszkach czy makaronów czy sosów pomidorowych- Nepalczycy nie lubią i nie jedzą takich rzeczy.

Najbardziej potrzebnę są namioty. Idzie pora deszczowa, potrzebne będzie ludziom schronienie przez deszczem.
Do tego ryż, soczewica suszona( najlepiej koloru czerwonego, najszybciej się ją gotuje. )
Olej do gotowania, sól, cukier, herbata, mąka, " bitten rice" , ewentualnie świeczki, zapałki, czy latarki, (ale wtedy tez należy pamietac o bateriach), koce, maski jednorazowe chroniące na buzie.

Jedna uwaga też- ze względu na system kastowy nadal funkcjonujący mocno tutaj, Nepalczycy bardzo rzadko noszą ubrania używane po innych. 
Tak, nawet Ci biedni... Wynika to z pewnych wartości, dumy i odseparowania się od innych ludzi przez istniejący tu nadal system kastowy.


Nepalczycy to naród w sumie bardzo radosny i serdeczny mimo tej całej swojej biedy i rożnych problemów.
Radość tą ludzie czerpią z bycia razem, z rodziny, z robienia rzeczy wspólnie.
Przychodzi im ona łatwo, potrafią cieszyć się małymi, zwykłymi rzeczami, - moglibyśmy się tego od nich uczyć.

Bardzo ważne jest dla nich bycie razem. Trzymać sie razem to znaczy dla nich przetrwać.

Dlatego przetrwają, a my pomóżmy im się podciągnąć.

Dziękuje'


Z Kathmandu,
Sylvia

1 comment:

  1. This comment has been removed by a blog administrator.

    ReplyDelete