Friday, May 8, 2015

Relacja z wioski Baseri

Dotarliśmy na wioskę po 14 godzinach wyprawy.
Z Kathmandu wyruszyliśmy o 5 rano, do Lapudada-Baseri dotarliśmy o 19-ej.
Pod koniec trasy zerwał sie mocny wiatr i padał deszcz. Były trudności po drodze z dojazdem, ale drogę pokonaliśmy.

Lapudada-Baseri to wioska położona w górach w rejonie Manaslu, tuż przy granicy z Tybetem.
Liczy 76 domów, w tym 6 niezamieszkanych i 440 mieszkańców.
Z pomocą dotarliśmy do każdej rodziny.
Byliśmy jedyną pomocą która dotarła na wioskę.
Po drodze pomiędzy miejscowością Dhading- gdzie zaczyna sie trudna piaszczysto- kamienna droga- a miejscowością Arkhet Bazar, nie minęliśmy żadnego samochodu.

Na wiosce zastałam niepokój wsród mieszkańców.
Boją sie ciągłych wstrząsów, które tu ciągle powracają. Stąd jest tylko 14 kilometrów do epicentrum wstrząsu.
W swoim dzienniczku notuje godziny wstrząsów odczuwalne na wiosce, silne choć trwające tylko 2-3 sekundy.

2 maja:
6:00 rano
8:00
8:20
10:20
11:11
11:57
16:00
16:30
17:00
20:50
21:16
22:20
22:30
23:02
24:20

3 maja:
6:50 rano
10:46
11:08
13:17
12:01
21:16

Mieszkańcy są zaniepokojeni, boją się - szczególnie kobiety i dzieci, boją się także zwierzęta...
Choć większość domów to już tylko gruzy, są takie które nadal stoją i grożą zawaleniem.
Wszyscy najbardziej boją się zejścia lawin, które mogą nastąpić na skutek wstrząsów ziemi.
Góry po drugiej stronie rzeki, widoczne z Baseri przypominają ciągle o tym, bo lawiny schodzą tam każdego dnia. Słychać je w ciągu dnia a także w nocy.

Większość mieszkańców to kobiety, dzieci i sporo starszych osób.
Brakuje młodych mężczyzn, którzy wyjechali za pracą do Kathmandu lub sąsiednich krajów.

Na wiosce była szkoła podstawowa, obecnie choć budynek nadal stoi, grozi zawaleniem. Popękał tuż u podstawy.

Dzieci mają zakaz chodzenia na klif, brzeg gór, czy przepaść.
Mają obiecane "lanie" od rodziców i każdy na wiosce może je dziecku sprawić, jeśli tylko zauważy, że dziecko się do tego zakazu nie stosuje.
Ludzie mają tu odpowiedzialność zbiorową, wszystko robią wspólnie bo często od tego zależy ich byt, przetrwanie.

Parę osób było chorych, w tym 11 letni chłopczyk o wysokiej gorączce trwającej cztery dni.
Nie ma dostępu do leków, lekarzy, szpitali.
Trzeba jechać aż do Kathmandu aby dostać pomoc.

Każdy ma swój ogródek, pole na którym uprawia warzywa. Na wiosce obficie rosną: szpinak, kukurydza, ziemniaki, soczewica, ryż.
Kolejne zbiory ryżu będą na przełomie października / listopada.

Ludzie mają zapasy żywności takie jak ryż, soczewica, kukurydza oraz suszone jadalne zielone liście, z których to przygotowuje się zupę o nazwie "gundruk" - ulubiony przysmak Nepalczyków.
Większość z tych zapasów żywności znajduje sie pod gruzami ich domów.
Trzeba bedzię się teraz do nich dostać, - mają na to dwa tygodnie - na tyle starczy im żywności ofiarowanej przez nas.

Prawie każdy mieszkaniec na wiosce ma krowę albo bawoła, każdy ma kozę.
Zwierzęta są tu bardzo ważne - oznaczają dla nich przetrwanie bo dają im mleko i mięso.
Wszyscy odnoszą się do zwierząt z szacunkiem i dbają o nie.

Kiedy po spędzonej pierwszej nocy w lesie na zboczach gór po pierwszym sobotnim trzęsieniu ziemi, po powrocie do wioski, w pierwszej kolejności mieszkańcy zaczęli od naprawy domów dla swoich zwierząt - tak ważne są one dla nich.
Wrócili także do wioski dopiero wtedy kiedy zwierzęta przestały się bać i same zaczęły wracać do niej.
Ludzie żyjący na wioskach są bardzo blisko natury, są z nią związani bo to ona daje im życie.

Obecnie wszyscy mieszkańcy wioski Lapudada- Baseri mieszkają w namiotach, ofiarowanych przez nas. Do ich postawienia była potrzeba konstrukcja, którą wykonali z pędów bambusa.

Z relacji, opowieści ludzi o tym jak przetrwali te pierwsze chwile zgrozy:
Pierwszy raz ziemia zatrzęsła się w sobote 25-ego kwietnia o godzinie 12-ej w południe.
Trzęsienie trwało 1 minutę i 5 sekund ( według mieszkańca wioski który telefonem nagrał jak ziemia drżała)
Już wtedy większość domów runęła. Część z tych które nadal stały, runęły po tym jak przyszły kolejne wstrząsy, 20 minut po pierwszym trzęsieniu ziemi.
Mieszkańcy uciekli ze swoich domów wraz ze swoim zwierzętami i schronili się w lesie u podnóża gór z dala od walących się budynków.
O 14-ej rozpętała sie burza i padało juz cały dzień i całą noc.
Bez schronienia nad głową, spędzili noc w lesie w grupkach po 30-40 osób.
Było zimno, padał mocno deszcz i wiał silny wiatr, wstrząsy wtórne powtarzały się średnio co 30 minut.

Można sobie tylko wyobrazić ten strach i te przeżycia, które dla wielu osób są traumatyczne...
Spokój ducha im nadal nie powrócił, boją się kolejnych wstrząsów i zejścia lawin.
Trzymają się razem, są życzliwi i uprzejmi względem siebie, służą sobie pomocą, próbują sie śmiać i znajdują też pozytywne myśli w tym wszystkim jak np takie, że dziękują, za to iż trzęsienie ziemi przyszło w sobotę, bo to jest dzień wolny od szkoły.
Niedziela - 26 kwietnia miał być dniem rozpoczęcia sie nowego roku szkolnego w wielu szkołach. Szczęście w nieszczęściu mówią i dziękują Bogu, że uchronił dzieci.

Ja też dziękuje za możliwości aby pomagać innym, za to że uczy mnie to pokory, za wszystkie modlitwy, dary i życzliwość ludzi z którą się obecnie spotykam - i tą tutaj i tą przychodzącą z zachodu.
Dziękuję za to, że świat nie pozostaje obojętny, że są ludzie którym zależy, mają otwarte serca i chęci pomocy. To wszystko powoduje, że ziemia jest pięknym miejscem do życia.

Dziękuje wszystkim z całego serca za pomoc!

Z Kathmandu,
Sylvia

No comments:

Post a Comment