Ale remont hotelu nadal trwa no i trzeba swoje dopilnować aby robota szła po mojemu i efekt był taki jaki oczekuje. A to trudne, bo tutejsze spojrzenie, pojęcie estetyki bywa bardzo rożne i odmienne od mojego...
Himalaye. Jak to nepalczycy mówią ,- góry to tylko te co mają białe szczyty. Wszystkie inne to tylko pagórki. I choć niejednokrotnie te pagórki mają i po 3000 m, to nie są to dla nich góry.
Góra musi mieć koniecznie biały szczyt ( czyli te które mają powyżej 4000m npm )
Thumi. Położone malowniczo, bajkowo na takim właśnie szczycie pagórka, co to ma 1900 m npm.
Przestrzeń i poczucie wolności, bycie blisko natury towarzyszyły mi każdego dnia.
Niewiele robiłam. Patrzyłam na życie, na dzieci, na ciężką prace ludzi...
Na ich trud pracy każdego dnia, uśmiechnięte twarze, radość w sercach.
Życie na wiosce łatwe nie jest. I nie jest to kompletnie kwestia braku prądu, internetu, ciepłej wody...
Tu każdy rytm dnia wyznacza praca. Czy pada deszcz czy świeci słońce, trzeba napoić zwierzęta, nakarmić je, przynieść wodę z pobliskiego strumienia i ściąć trawę z łąki czy pola dla zwierząt hodowlanych w domu.
Na wioskach je sie to i tylko to co sie samemu wyprodukuje, to co urośnie w polu. Szpinak, pokrzywa, ziemniaki i ryż to główne składniki codziennego menu. Jada sie dwa razy dziennie, zawsze o stałej porze dnia, rano i wieczorem. To same menu- ryż ze szpinakiem, ewentualnie ziemniaki, zupa z soczewicy. Trzeba przynieść drewno, porąbać je i napalić w piecu w kuchni aby przygotować jedzenie.
W ciagu dnia pare razy dziennie pije sie mleko od krowy, zawsze na ciepło.
W sezonie letnim rosną na wiosce rownież banany i mango a także kukurydza.
Zęby myje sie specjalną zieloną rośliną, która wytwarza kwasy, które to skutecznie oczyszczają kamień nazębny albo ewentualnie popiołem, który tez służy do mycia naczyń.
Wodę do nakarmienia zwierząt, do spożycia, do podlania ogródka przynosi sie do domu parenaście razy dziennie w pięknych ręcznie wykonanych dzbanach z brązu.
Prysznic bierze sie w potokach górskich.
Na wiosce jest mały sklepik gdzie można kupić cukier, sól, zupke chow chow i cukierki.
Szkoła podstawowa oddalona jest o 15 minut( dla mnie 40 minut) od domu, małą kamienną drożką w górę.
Widoki na Himalaye są niesamowite z naszego pagórka. Widać cały rejon gór Manaslu. Słońce wstaje o 7-ej rano i zachodzi koło 6- ej wieczorem. O godzinie najpóźniej 9-ej wieczorem cała wioska pogrążona jest we śnie. Wstaje sie o 4-ej nad ranem i o 5-ej cała wioska żyje juz swoim życiem.
Jadłam niesamowite rzeczy, oprócz pokrzyw z których gotuje sie zupę, rożne łodygi i liście roślin które rosną na łąkach a także pędy młodego bambusa. Herbaty piłam z zielonych liści, które w smaku przypominały cukierki "vicks".
Obserwowałam wioske i jej ludzi, którzy pomimo, ze zajęci pracą, znajdowali czas na chwile rozmowy i podpytanie mnie o życie na moim kontynencie.
Nie wszystkie dzieci na wiosce chodzą do szkoły. Pomimo tego, ze szkoła jest państwowa, nauka jest płatna a pracy w domu i gospodarstwie jest tyle, ze nie każde dziecko może iść do szkoły, bo musi pracować.
I tak dzieci juz te w wieku ośmiu lat mają dużo obowiązków. Potrafią juz ugotować same obiad, pomagają przy wszelkich pracach w domu i polu. Dokarmiają zwierzęta, doją krowę, zbierają chrust na opał.
Życie na wioskach w Himalayach wypełnione jest ciężką pracą od rana do nocy, pracą która każdego dnia jest taka sama, zawsze trzeba napoić zwierzęta, przynieść wodę itd.
Ale mimo tego, ludzie mają promienne twarze, ciepłe spojrzenia i potrafią dostrzec piękno życia i tego świata każdego dnia.
Żyją rytmem słońca, rytmem natury, rytmem wiatru i wody w potokach.
Wróciłam do kathmandu, choć chciałoby sie na wiosce juz zostać i pobyć w tym rytmie choćby jeszcze troche dłużej.
No comments:
Post a Comment