Codziennie sobie te słowa powtarzam, próbując myśleć, że to tylko kolejne doświadczenie życiowe...
Że to też minie, jak zresztą wszystko w życiu. Przecież nic nie jest stałe - ani majątek który mamy, ani przyjaźnie które zawieramy, ani nawet zdrowie.
A tak często własnie żyjemy, myśląc że to co nam już dane- to na zawsze nasze.
Jak często nas życie tak doświadcza, że z tych ulizji nas "rozbiera" to każdy myślę, że dobrze wie...
Tu wystarczyło jedno-minutowe trzęsienie ziemi i życie setek tysięcy ludzi w tej jednej chwili się zmieniło, legło w gruzach. Teraz trzeba z tych gruzów na nowo budować, znaleść te siły, podnieść się i iść dalej...
Dla mnie osobiście to też jakaś próba charakteru, wiary...
Nie jest łatwo wrócić nam do "normalności".
Właściwie niewiadomo od czego zacząć, więc po prostu kontynuujemy...
Staramy się cieszyć zwykłymi rzeczami, patrzeć na dzieci - one odnajdują radość z łatwością, żyją chwilą, cieszą się małymi rzeczami. W tych chwilach kiedy to one się cieszą - ja też odnajduje swoje małe szczęścia....