Wednesday, February 26, 2014

Dzisiaj Święto " Shivaratri " obchodzone w Nepalu i Indiach.
To urodziny Boga Shivy. 
Według wierzeń nepalczyków, kto dziś będzie palił marihuanę, może spotkać samego Boga Shive, więc dziś marihuanę można dostać za darmo w głównej świątyni w Nepalu - Pashupatinath.
W tej świątyni położnej w Kathmandu, można też spotkać dzis "sadhu" - świętych ludzi , joginów, którzy dziś specjalnie wykonują niewiarygodne figury jogi, a także przebijają ciało cierniami nie odczuwając przy tym bólu.
Dziś ulice Kathmandu wypełnią się tłumami upalonych ludzi.
To także dzień w którym jeśli komuś zrobi się jakiś żart, nawet jeśli głupi, trzeba to przyjąć z pokorą.
Dzieci więc blokują ulice i nie przepuszczają nikogo, dopóki nie dostaną ofiary pieniężnej ( zdjęcie poniżej )



Thursday, February 20, 2014

Lubię siedzieć w Mi Casa. Jest przytulnie. Nie czuję się w ogóle jakbym była w Kathmandu, taki spokój jest u nas.

Kathmandu to miasto które można pokochać i znienawidzieć. Coś jak z New York - o tym mieście też tak mówią.
Kathmandu jest tak zatłoczone, wypełnione ludźmi, turystami z całego świata, że czuję sie nie raz jakbym była na Manhattanie, no z tą jedyną różnicą, że New York to ogromne miasto, duże ulice i wysokie budynki.
W Kathmandu drogi dla samochodów są pewnie mniejsze jeszcze jak chodniki dla pieszych na Manhattanie.
W ogóle chodniki istnieją tylko w paru miejscach w Kathmandu, raczej w centrum, w innych dzielnicach nawet chodników nie ma. I tak po drodze poruszają sie rowery, riksze, motory, skutery, samochody, krowy, kury, kozy, psy bezdomne, małe dzieci, piesi - nawet kiedyś stado baranów widziałam, całą ulicę na 200 metrów zajęły.
I jest w tym coś magicznego. Bo jak nazwać w centrum miasta wolno idące krowy czy piejącego koguta?
I jakoś nikt się nie wkurza, nie bluźni, że taka krowa ruch spowalnia.

I jeszcze jedna historyjka. Ponownie ze sklepu - te należą do moich ulubionych. Cierpliwości mnie uczą.

Jakieś dwa tygodnie temu robiłam duże zakupy na potrzeby restauracji przy naszym hotelu.
Kupiłam sporo rzeczy - rachunek duży, nie mogłam się ze wszystkimi rzeczami nawet jedną rikszą zmieścić, dwie riksze wypełnione do pełna wiozły moje rzeczy do hotelu.
Zapłaciłam z góry za kubki do herbaty. Obiecano mi je dostarczyć do hotelu następnego dnia.
I tak minęło parę dni i cisza z ich strony. Odezwałam się telefonicznie do nich sama - oczywiście obiecywali mi przywieźć je do hotelu dnia następnego. Nie przywieźli. Wysłałam pracownika więc po kubki do ich sklepu. Wrócił bez kubków, twierdząc że ich na stanie nie mają, ale najdalej za dwa dni do hotelu nam je dostarczą.
Nie dostarczyli. Nie oddzwonili.
Więc się wybrałam do nich osobiście, próbując się sytuacją nie irytować.
No i kubków nie mają, mieli mieć ale takich samych nie znaleźli.
Proponują mi oczywiście inne, ale te się w ogóle mi nie podobają. Ja chcę te moje, zwykłe, gliniane, brązowe. A nie jakieś czerwono złote w róże z napisami: i love you.
Więc skoro nie mają moich zamówionych kubków, dla mnie logicznym jest, że proszę o zwrot zadatku.
No i okazuje się, że nie mogą mi zwrócić pieniędzy - mam sobie wybrać coś co jest w tej samej cenie zadatku jaki zostawiłam.
Ale ja nie chcę nic innego, nic innego fajnego bez róż i napisu "i love you" nie widzę.
Sklepikarz się tłumaczy i prosi że pieniędzy nie zwróci bo to źle wróży dla jego biznesu.
I jak tu z takim gadać ? 
No więc wróciłam z siatką wypełnioną jakimiś rzeczami do kuchni których raczej chyba nie potrzebuję.
Ale wolę już kolejne łyżki i pudełeczka na przyprawy, masalę niż kubki z różą i napisem i love you.

:-)

Monday, February 17, 2014

A oto dowód, że dzieciaki nie muszą mieć wcale zabawek aby dobrze się bawić.
Wystarczy im kawałek kijka i trochę piachu.
Z kamyków znalezionych przy drodze budowaliśmy Himalaye.
:-)

Bardzo dobra restauracja w centrum miasta - " Third Eye ". Chodzę tam czasami i bardzo lubię bo jedzenie pyszne i atmosfera fajna ale ceny bardzo wysokie. Za obiad dla dwóch osób trzeba zapłacić około 30 USD.
Nie miałam przy sobie gotówki. Poszłam więc do bankomatu wypłacić z karty pieniądze aby zapłacić za rachunek. I akurat w momencie kiedy wystukałam na klawiaturze bankomatu sumę pieniędzy którą chciałam wypłacić oraz potwierdzenie " Enter " prąd został wyłączony i automat zabrał mi kartę i gotówki nie wypłacił. Zdarzyło mi się to już trzeci raz. 
W Nepalu jest tak zwany " load shedding " co oznacza że brakuje prądu, obecnie jest tylko 2 h prądu dziennie.

Więc wróciłam do knajpy z powrotem tłumacząc się, że nie mogę zapłacić rachunku bo nie mam gotówki a kartę debetową bankomat mi zjadł.
" to nic nie szkodzi " - usłyszałam -" zapłaci siostra pózniej " .
"Siostra" to zwrot jakim zwraca się do kobiet tutaj.

I minął tydzień. Do knajpy nie wróciłam zapłacić, bo było mi to ciągle nie po drodze. A to zajęta w hotelu, a to w górach byłam, a to dzieci, a to coś tam....
Pamiętałam o tym rachunku ale typowo po nepalsku odkładalam to na jutro...
I spotkałam na ulicy menagera knajpy, podbiegłam szybko do niego, tłumacząc się, że przyjdę dziś zapłacić, że przepraszam, że do tej pory nie zapłaciłam ale tak zajęta byłam a on mi na to przerywa i mówi, że : " nie szkodzi. Zapłaci siostra jak bedzie miała. Siostra nigdy nie kłamie. "

Kocham ten Nepal. Właśnie za to.
Za normalność w traktowaniu siebie wzajemnie, za życzliwość ludzką i za ufanie sobie wzajemnie.
Przez ostatnie dni padało w Kathmandu dużo i mocno.
W ciągu dnia jest około 10 stopni C, w nocy poniżej zera.
Domy nie są ogrzewane więc jest zimno w domach też.
W nocy śpimy w kurtkach i czapkach.

Zaprowadziłam dzieci do przedszkola, jak jest tak zimno to nie ma zwykłych zajęć i dzieci nie siedzą przy ławkach tylko zbierają sie grupą na podłodze tworząc krąg ( bo tak cieplej ) i śpiewają piosenki.

Zrobiłam zdjęcie ( niestety nie wyszło dobrze, bo było zbyt ciemno w pomieszczeniu ) i miałam taką myśl, że szkoda mi tych dzieciaków, że muszą w takich warunkach się uczyć...
Ale pózniej zaraz przyszła druga, inna myśl, jaką zapewne mają rodzice innych tu dzieci - że jak dobrze że ich dzieci mogą się uczyć i chodzić do szkoły.

Bo w Nepalu nie wszystkie dzieci chodzą do szkoły, często rodziców nie stać aby posłać dziecko do szkoły a szkolnictwo nie jest obowiązkowe.


Sunday, February 16, 2014

Pobyt w górach, tylko 30 km od Kathmandu w Nagarkott a takie widoki na Himalaye, że nie chce się nam w ogóle do Kathmandu wracać....

Tuesday, February 11, 2014

Mi Casa otwiera swoje drzwi dla wszystkich podróżników wybierających się w te strony, którzy szukają miejsc nietuzinkowych i z charakterem.
Zapraszam Was serdecznie i postaram się aby Wam było u nas miło, dobrze i ciepło.
Czekam na Was !





Hotel Mi Casa się turystom podoba.
Cieszy mnie to - bo to nie było łatwe - zbudować hotel w Kathmandu.
Ale udało się, hotel ma charakter i nie mogło być inaczej, bo " biała " kobieta co to go wybudowała - też ma charakter :)

Mi Casa jest moim zrealizowanym projektem który dopiełam pomimo wielu trudności też związanych z tym że to inna kultura więc inny sposób myślenia i działania ludzi.

Nepal jest moim domem i choć wielu rzeczy tu nie rozumiem i nie zgadzam się z nimi ( tylko dlatego, że nauczono mnie inaczej ) to podkreślam, że Nepal to piękne miejsce do życia.
Ludzie tu pomagają sobie chętnie, lubią spędzać czas razem , zawsze mają czas dla siebie, raczej się nie śpieszą, potrafią cieszyć się małymi zwykłymi rzeczami.
I to jest tu bardzo cenne.
Dorzucę do tego Himalaye, klasztory buddyjskie, zapach ze świątyń na ulicach, masale tea, kolory i już jest Shangri-la.

Monday, February 3, 2014

Stoję z koleżanką przy ladzie bufetu w restauracji aby zapłacić rachunek.
Proszę kelnera ( po nepalsku ) o rachunek.
Chyba mnie nie zrozumiał bo tak mówi w języku nepalskim do drugiego kelnera, który też znajdował się po przeciwnej do mnie stronie lady bufetu :
- Co ta stara mówi ? ( pyta się drugiego kelnera )
- która stara ? ( pyta się ten drugi kelner)
- no... ta gruba - odpowiada kelner.
- która gruba ? - one obydwie są grube...

No ja wzięłam to na wesoło, - bo jak inaczej ? 
W końcu co kraj to obyczaj.
:-)

Saturday, February 1, 2014

Ciekawa myślę historyjka ( choć ja się trochę powkurzałam :) ) :

Robię zakupy w jedynej sieci supermarketów w Nepalu, zwanej "Bhatbateni".
To taki sklep raczej dla bogatych nepalczyków, gdzie ceny są podane na każdym produkcie ( co jest w Nepalu raczej nie spotykane )
Można tam kupić art spożywcze, ubrania, sprzęt wyposażenia domu.
Choć sklep jest wyposażony całkiem ok, to ceny są niejednokrotnie wyższe jak w Europie a obsługa....
Oceńcie sami :)

Zakupy robiłam bardzo duże na potrzeby hotelu i restauracji, tak więc kupowałam zaopatrzenie do kuchni przede wszystkim. Zapakowałam całe pięć dużych wózków do pełna.
I zostałam okrzyczana przez personel sklepu, że zajęłam aż pięć wózków.
Bo ja jestem jedna a wózków mam pięć - i jak się okazuje nie mogę mieć pięciu bo na jedną osobę przypada jeden wózek i nie ważne że zakupy robisz na pięć wózków. Zrobiłam swoją minę niezadowolenia, tłumaczyłam im że przecież wózki mam do pełna zapakowane - nie pomogło bo i tak odebrano mi jeden wózek, z którego po prostu personel wypakował rzeczy i położył je na podłodze.

Ale to jeszcze nie koniec histori.

Stoję przed regałem na którym zawieszona jest duża informacja że : przecena. 20%.
Wybrałam sporo rzeczy z tych przecenionych artykułów ( szkło, kieliszki ) i pytam pani ekspedientki czy to są jedyne przecenione szklanki czy jest ich jeszcze gdzieś więcej, bo potrzebuję ich więcej.
Pani się dziwnie na mnie patrzy i mówi że te rzeczy nie są przecenione. Wskazuję jej więc na kartkę zawieszoną przy regale : przecena 20%.
Ale pani twierdzi że rzeczy które wybrałam nie są akurat przecenione.
Więc pytam ją po koleji co jest przecenione. Na regale było może ze 40 pudełek z kieliszkami, szklankami, z czego Pani wskazała mi cztery które objęte były przeceną a reszta - tych które akurat wybrałam pomimo tego iż stały na tym samym regale - przecenione nie były.
Więc poprosiłam o pomoc menagera sklepu. I ten powiedział, że przecena skończyła się wczoraj i jest już nie aktualna ale kartki nadal nie zdjął. Wisiała sobie tam dalej informując ludzi że jest 20 % przeceny - choć jej nie ma.

Zakupy robiłam pięć godzin i poprosiłam w pewnym momencie personel sklepu o pomoc we wskazywaniu mi gdzie poszczególne rzeczy na sklepie się znajdują.
Towarzyszyła mi jedna dziewczyna może przez około godzinę, menager sklepu też pojawiał się co jakiś czas na chwilę. I w pewnym momencie słyszę jak ta dziewczyna mówi w języku nepalskim do menagera : " jestem już zmęczona obsługiwaniem tej białej, te jej zakupy trwają już długo."
A menager sklepu na to tak w odpowiedzi do niej :
" dobrze, usiądź już sobie, napij sie wody , nie musisz jej już obsługiwać "

No cóż - "customer service" w Nepalu nie istnieje.
Albo raczej powinnam napisać, że nie istnieje w moim tylko przekonaniu.

:)