Dziś mija szósty dzień po pierwszych wstrząsach które nawiedziły Nepal po raz pierwszy w sobotę 25ego kwietnia.
Dla przypomnienia fakty:
O godzinie 12:00 w południe, w miejscowości Lamjung w Nepalu w rejonie gór Manaslu nastąpiło pierwsze trzęsienie ziemi o sile 7.8 stopnia w skali Richtera.
Epicentrum wstrząsu położone jest 77 km od stolicy Kathmandu.
Od około pół godziny po pierwszym wstrząsie, pojawiło sie kolejne trzęsienie ziemi o sile 6,6 w skali Richtera. Łącznie tego dnia odnotowano 79 wstrząsów.
W ciagu ostatnich pięciu dni ziemia w Nepalu zatrzęsła sie ponad 400 razy.
Na dzień dzisiejszy gazeta " The Himalayan Times" podaje :
Ofiary śmiertelne: 6256
Ranni: 13000
Nadal wiele osób jest poszukiwanych. Mówi się o kolejnych 10,000 osób.
Trwają akcje ratunkowe.
Brakuje dostępu do wody pitnej, jest duże zagrożenie wybuchu epidemi.
Wiele osób zostało bez dachu nad głową.
Ja mogę relacjonować na bieżąco to co dzieje się w Kathmandu, gdyż tutaj mieszkam. W większości części miasta nie ma nadal prądu, jest problem z wodą, mieszkańcy śpią na ulicach w namiotach.
Mam słaby dostęp do internetu i problemem jest ładowanie bateri komputera, ale kombinuje i szczęśliwie daje radę.
Dziś Kathmandu wraca trochę do życia.
To była pierwsza noc bez wstrząsów. Przestał padać deszcz i świeci słońce.
Tych których domy nadal stoją i nie ucierpiały, szykują się dziś do powrotu do swoich domów.
Ci którzy nie mają już dokąd pójść , mieszkają nadal w namiotach....
Problemem jest : brak wody pitnej.
Oczekiwanie do pobrania wody z pobliskiego publicznego punktu pobioru wody to około 3 godziny stania w kolejce.
Na jeden dom przyznano 30 litrów wody.
Na naszą jedenasto-osobową rodzine to za mało.
Ale radzimy sobie. Szczęśliwie złożyło sie, że dzień przed wstrząsami przywieźliśmy wodę do domu w baniakach i mamy zapas 120 litrów.
Przy punkcie poboru wody dochodzi często do sporów i kłótni, ponieważ wody nie starcza , ludzie wracają i pobierają więcej niż zostało każdej rodzinie przyznane.
Jest problem z toaletą, nie ma mowy o jakimś prysznicu, nikt nawet nie pyta o ciepłą wodę...
Nastroje sie pogarszają, zaczynają się kradzieże, szczególnie w nocy.
Grasują bandy które okradają opuszczone domy i ludzi śpiących nocą w namiotach.
Ludzie zaczynaja sie bać, nie czują sie bezpiecznie.
To relacja z tego co widzę z miejsca w którym mieszkamy, na obrzeżach Kathmandu, w nowo powstałej dzielnicy, raczej bogatszej...
Czy ja się boję? :
Trochę tak.
Tylko, że już nie wstrząsów,- tylko bardziej ludzi, jakiegoś napadu...
Jutro jadę z transportem żywności na wioskę i każdy znajomy nepalczyk mówi mi że to jest niebezpieczne, że mogą mnie napaść po drodze i ograbować z transportu żywności.
Jadę z trzema osobami - ja, dziadek( ojciec mojego męża), pracownik mi casa, który pochodzi z wioski na którą jedziemy i kierowca samochodu.
Planowany wyjazd - jutro 6 rano.
Jedziemy do Arkhet Bazar, małej miejscowości w rejonie gór Manaslu położonej 160 km od Kathmandu tuż przy granicy z Tybetem.
Od Arkhet Bazar trzeba dojść do wioski o nazwie Baseri, około 2 godziny w górę.
Pomoc dla jednej rodziny to około 70 $.
Za tą sumę kupimy:
Ryż, soczewicę, olej rzepakowy, namiot.
Dziękuje Wam za wszelkie wsparcie, dobre słowa....
Myślcie o nas...
Dziękuje!
Z Kathmandu,
Sylvia