Najpiękniejsza wioska na jakiej byłam. Ale również najbiedniejsza...
Położona malowniczo w rejonie gór Manaslu, na samym szczycie góry, z pięknym widokiem na rzekę( Budigandaki), w dżungli, gdzie rosną mango, pomarańcze, banany. Choć ziemia jest tutaj żyzna, na wiosce jest problem z dostępem do wody.
Na wiosce mieszkają same kobiety, dzieci i starsi ludzie.
Jest jeden mężczyzna w średnim wieku.
Od dwoch pokoleń rodzą się tutaj tylko dziewczynki.
Kobiety mówią, że wioska choć piękna i ziemia żyzna to jest ich przekleństwem, bo nie mogą urodzić synów.
W każdym domu jest 4-5 dzieci i wszystkie dzieci to dziewczynki.
Urodził się tylko jeden chłopiec, niepełnosprawny, który ani nie chodzi ani nie mówi...
Ma trzy latka, jest piątym najmłodszym już dzieckiem w tej rodzinie.
Dziewczynki wydawane są tutaj wcześnie za mąż.
Wielu mężczyzn opuściło wioskę odchodząc od swoich żon, gdyż te nie mogą urodzić im syna.
Mężczyźni mają do tego prawo, gdyż takie są tutaj kulturowe, społeczne poglądy. Nikt ich za to rozliczać nie będzie. Potrzebują mieć syna, bo ktoś ich musi utrzymać kiedy się zestarzeją.
A także w hinduiźmie to syn potrzebny jest przy pochówku ojca - to on podpala zmarłe ciało swojego ojca, dzięki czemu jego dusza może spokojnie odejść do nirvany.
Takie są mocne wierzenia, tradycje ludzi tutaj.
Kobiety czują się winne, wyklęte, że nie mogą urodzić syna, zostają same i muszą radzić sobie same.
Żadne z tych dzieci na wiosce nie było nigdy u lekarza, nie piło coca-coli - o czym akurat marzą, nie chodzi do szkoły.
Dzieci pracują i pomagaja przy zwierzętach a także w polu.
Dla tych dzieci byłam pierwszą i do tej pory jedyną białą osobą jaką widzialy.
Dotykały mnie, moje ręce, twarz, włosy, nie mogąc wyjść z podziwu, że skóra człowieka może być taka biała i miękka...
Na wiosce jest 15 domów, z czego 8 runęło.
Zakupiłam w Kathmandu materiały - bambus i blachę na odbudowę ich domów.
Dwóch młodych mężczyzn z wioski Baseri, do której dary zawiozłam sześć dniu po pierwszym trzęsieniu ziemi przyszło mi teraz z pomocą w odbudowie tych domów.
Koszt odbudowy jednego domu to 230 USD za zakup materiałów i dowóz ich na wioskę.
Dla wielu osób na innych wioskach taki "dom" to tylko schronienie tymczasowe na czas monsunu oraz dopóki nie odbudują swojego domu.
Na tej wiosce z racji biedy, braku mężczyzn, ten "dom" z blachy stanie się już ich domem właściwym.
To jest mój dar dla tej wioski, dla tych kobiet.
To jedyne co mogę dla nich zrobić teraz i myślę, że w obecnej sytuacji schronienie jest najważniejsze zważywszy na to, że zaczęła się pora deszczowa, która i tak w tym roku przyszła z dużym opóźnieniem.
Obecnie szukam też funduszy na budowę studni na tej wiosce.
Koszt to około 1000 USD.
Droga dojazdowa jest tam bardzo trudna, najpierw trzeba dojechać do Arughat Bazar, przejechać przez rzekę i pózniej już tylko piąć się do góry.
Zakopaliśmy się tam samochodem pewnie około 15 razy w ciągu jednego dnia...
Droga jest bagnista, same błoto, bo usypana z czerwonej ziemi. Jak pada deszcz obficie, staje się nieprzejezdna.
To najpiękniejsza wioska jaką widziałam. Bardzo mnie ujęła swoim położeniem, a ludzie na niej mieszkający pokorą i akceptacją tego co życie im przynosi...
Kotaligaun zostaje w moim sercu już na zawsze...